Łukasz Małkiewicz, ur. w 1985 roku w Toruniu. Raper. Demo jego zespołu Proximite zostało wyróżnione w konkursie szczecińskiego magazynu radiowego „WuDoo”. Debiutancki i jedyny na razie album solowy „Kilka numerów o czymś” doczekał się miana jednej z najważniejszych płyt 2009 roku i jako pierwsza w historii nieoficjalna produkcja hiphopowa zyskał status złotej płyty. Blender 2sty zdecydował się wykorzystać wokale Małpy, tworząc wariację albumu pt. „Kilka blendów o hajsie, jointach i dupach” (2011), i sypnęło koncertowymi propozycjami, z tą najważniejszą, czyli zaproszeniem na międzynarodowy festiwal Hip Hop Kemp na czele. Małpa słynie również z gościnnych występów. – Traktuję je bardzo poważnie, poważniej niż swoje autorskie rzeczy. Nigdy nie są nagrywane ot tak. Nigdy nie napisałem tekstu na 99 procent, zawsze na sto. Nie wypuściłem nagrania, w którym nie podobało mi każde słowo. Zawsze gdy kończę zwrotkę, uważam, że moja ostatnia jest moją najlepszą – przyznaje raper. Błyszczał zarówno na płytach producenckich – czwartej części firmowanego przez WhiteHouse „Kodexu” czy diamentowej „Równonocy” Donatana – ale też u innych raperów. Nagrany z jego udziałem utwór Pezeta i Małolata „Nagapiłem się” portal Popkiller.pl przedstawił jako kandydata do grona najlepszych singli dekady. Małpa ma też na koncie kooperację z Dioxem, Pariasem, W.E.N.-ą., Pyskatym czy Rasmentalismem. Ten ostatni zespół zaprosił Małkiewicza dwa razy. Ostatnio do singlowego i zilustrowanego teledyskiem, promującego debiut w Asfalt Records utworu „Niebomby”.
Łukasz zaczął pisać w 1998 roku jako trzynastolatek. Pierwsze, nieoficjalne, datowane na trzy lata później nagrania trafiły wprawdzie do internetu, ale utwory, którymi raper sam chciał się publiczności pochwalić, pochodzą dopiero z 2003 roku. „Dżihad – rundę pierwszą” i „Planetę małp” sygnowało Proximite, czyli duet tworzony przez Małpę i Jinxa. Artyści poznali się w 2002 roku, kiedy Małkiewicz tworzył z producentem Jarzombem projekt Setao. – Działalność to szumna nazwa, bo właściwie nic nie robiliśmy poza opowiadaniem o tym ludziom – wspomina. Ale projekt miał swoją stronę internetową, na niej zaś księgę gości, do której wpisał się wspomniany Jinx. Drogi raperów się skrzyżowały. – Ja wtedy u siebie w piwnicy w bloku zacząłem wówczas budować undergroundowe studio. Wydzieliłem sobie kabinę, wyłożyłem ją wytłoczkami. Jako że stworzyłem odpowiednie warunki do tworzenia, ludzie związani z toruńską scenę do mnie trafiali i nagrywali. Jinx na początku właśnie po to przyjechał – opowiada Małpa. Torunianie zainteresowali się nawzajem swoją twórczością. Obaj byli zawiedzeni poziomem miejskiej sceny. Po przełomowej kasecie Czwartego Stanu Skupienia niewiele się działo, a jeśli już, to ważniejsze było, żeby hip‑hop po prostu robić, a nie robić go dobrze. Większość oczu kierowało się na Roberta D., weterana, który otwierał słynny koncert Run-D.M.C., zaangażował się w Projekt Skreczofony, ale nigdy nie zyskał rozgłosu w skali kraju. Proximite inspirowało się rapem hardcore’owym nie w przekazie, ale w brzmieniu. W pierwszych nagraniach słychać sentyment do krzykaczy z M.O.P. Mogło nie starczać oddechu, żeby dociągnąć wers do końca, ale to energia była najważniejsza. Prócz Nowego Jorku punktem odniesienia stały się cenione przez Małkiewicza polskie zespoły, takie jak Wzgórze Ya-Pa-3, Molesta i Warszafski Deszcz. Duet czuł się bardzo pewnie, ale niestety i Jinx, i Małpa pracowali bardzo wolno. – Demówka nie powstała, bo nasza twórczość to zbyt jednostkowe rzeczy, by zebrać epkę. Utwory funkcjonują w takich folderach, jakie ludzie tworzą sobie na dysku. Od 2003 do 2009 roku stworzyłem jedynie 5-6 utworów, bo byłem i jestem stosunkowo mało płodnym raperem – przyznaje Małkiewicz.
Kiedy jednak w 2009 pojawiło się „Kilka numerów o czymś”, okazało się doprawdy imponującym wyjściem z cienia. Marek Fall na portalu Onet.pl obwołał wydawnictwo „jednym z większych fenomenów w historii krajowego podziemia”. Tysiąc egzemplarzy pierwszego nakładu rozeszło się natychmiast i we współpracy z Asfalt Records trzeba było dalej zaspokajać popyt, udało się też wydać winyl z dodatkowymi remiksami. Łukasz sięgnął po producentów z Torunia i okolic, często kumpli: The Returners, Jotera, DJ-a Ike’a i Amonna, a drogą internetowego naboru uzupełnił listę o młodych obiecujących: 2stego czy Kazzama. Zwierzę z narysowanej przez Alka „Lisa Kulę” Morawskiego okładki nieprzypadkowo trzyma w rękach płytę „The Big Picture” Big L-a (kontrkandydatem było „Southern Underground” Cunninlynguists). Obdarzony wysokim głosem i intensywnym flow, nieżyjący już nowojorczyk to jeden z ulubieńców i wzorów Małpy. Jego obecność podpowiada, że należy spodziewać się materiału esencjonalnego. – Dotknąłem tematów, których ludzie byli spragnieni. Chcieli usłyszeć, że hip-hop jest ważny, że to nie tylko rap, ale i pozostałe elementy, chcieli usłyszeć o potrzebie krzewienia i kultywowania kultury – twierdzi raper. Małpa postawił na uniwersalny język emocji – ile on sam ich włożył, tyle słuchacz wyjął, a poruszone kwestie układania sobie życia z kobietami czy emigracji bardzo takiemu transferowi sprzyjały. Raper zyskał zaufanie odbiorcy, wymazał cały dystans między nim a sobą. Zauważa teraz, że fani na koncertach wolą mówić mu po imieniu niż po ksywce. Ale pomimo sukcesu „Kilku numerów o czymś” Małpa nie jest z tego albumu zadowolony. – Nie spodziewając się tego, co się z tą płytą stanie, zrobiłem ją półprofesjonalnie. Liczyła się treść. To, czy uda mi się zwrotkę nawinąć na raz i jaki flow wypadnie lepiej na tym beacie czy na tamtym, było mniej ważne. Teraz staram się być lepszy artystycznie, bardziej wysmakowany i finezyjny – twierdzi.
Ogromną niespodzianką i dowodem na wcielanie tych deklaracji w życie był nagrany na beacie Donatana utwór „Skała” z 2013 roku – psychodeliczny, niedopowiedziany, niepokojący, nawiązujący stylistyką do tego, co za oceanem robi np. A$AP Rocky. MC chciał pobawić się flow, zerwać z podziałem na zwrotki i refren. – To pierwsza dojrzała rzecz, jaka ode mnie wyszła. Ale nie jest tak, że myślałem perfidnie o tym, iż skoro siedzę w szufladzie i wyzywają mnie od trueschoolowców, to ja im teraz pokażę inny rap. Jeżeli coś takiego się działo, to podświadomie – podsumowuje Małpa. Raper słucha bowiem teraz nowszych dokonań rapowych. Do tej pory monitorował scenę, ale i tak wracał do Gang Starra. Przy Kendricku Lamarze i Joey Bada$$ie został na dłużej. I być może będzie to w przyszłości słychać.
Kolejne pozycje w bardziej niż skromnej dotychczas dyskografii Małpy są już przygotowywane. Od 2010 roku trwają prace nad materiałem Proximite. Gdy rozmawiamy, Małkiewicz zapewnia, że 80% rzeczy jest gotowych. Jego druga solówka jest jeszcze na wczesnym etapie, więc trudno operować konkretami. – Powiem tyle, że spodobało mi się przełamywanie schematów – mówi autor. Wolne tempo pracy i cyzelowanie jej efektów są jego przekleństwem. – Ani praca, ani studia paradoksalnie nie miały wpływu na szybkość pisania. Szło powoli, jak jeszcze nie miałem ani jednego, ani drugiego. Całe moje życie poświęcam na to, żeby znaleźć przyczynę tego stanu rzeczy. Nie udaje się. Kiedy uda mi się napisać jeden wers, to tyle czasu nad nim siedzę i rozmyślam – może niepotrzebnie – że dochodzę do wniosku, że jest słaby, kreślę, szukam następnego. Wydaję mi się, że wiążę się to z poczuciem, że zjadam swój własny ogon. I za dużo od siebie wymagam – podsumowuje. Ale czy scena nie potrzebuje również perfekcjonistów?