Przemysław Chojnacki, ur. w 1978 roku w Warszawie. Raper występujący wcześniej pod pseudonimami Zeke i Pyskaty Skurwiel, znany również jako Pysk. Szara eminencja w wydawnictwie Aptaun, gdzie formalnie nie jest wspólnikiem ani osobą decyzyjną, ale odpowiada za kontakt z artystami i marketing. Jeden z pionierów polskiej sceny hiphopowej. Wraz z zespołem Edytoriał wystąpił w 1997 na przełomowych dla sceny składankach „Smak B.E.A.T. Records” i „Wspólna scena”. W tym samym roku otworzył warszawski koncert Run-D.M.C. Na pierwszy oficjalny longplay w jego dyskografii – nagrane wraz z Pihem jako Skazani na Sukcezz „Na lini ognia” – trzeba było czekać aż do 2006 roku. Pokazał styl oparty na mocnych, błyskotliwych puentach i popkulturowych metaforach, porównywany do Pezeta, Mesa i Eisa. Od tego czasu warszawiak wydał dwa bardzo dobrze przyjęte albumy solowe – „Pysk w pysk” i konceptualną „Pasję”. Druga z tych pozycji dotarła do piątego miejsca zestawienia OLiS, będąc modelowym przykładem dojrzewania w hip-hopie i dowodem, że weterani potrafią odnaleźć się na współczesnej scenie.
Chojnacki zainteresował się tworzeniem za sprawą uczęszczania na rapowe imprezy do miejsc, takich jak Hybrydy, Dekadent, Trend czy funkcjonująca przez jakiś czas na stołecznej starówce Dziekanka. – Trzymałem się z ludźmi z Bemowa, bo wykrystalizowała się tam grupa, która podeszła bardziej kreatywnie do tematu, chciała coś więcej niż tylko się bawić – wspomina raper. Wspólnie ze znajomymi stworzył skład Komplet, który w apogeum zrzeszał kilkanaście osób. Znajomość z Szyhą, DJ-em Ego (znanym też jako Kwiatek), Jambetem i paroma jeszcze osobami stała się bardziej zażyła. Tak wyodrębnił się Edytoriał. Szyha zainwestował w wyposażenie domowego studia i od 1996 roku możliwie stało się rejestrowanie utworów. Początkowo udawało się łączyć w nich odmienne inspiracje. Podczas gdy Pysk – znany wówczas jako Zeke – był bliższy brzmieniom kalifornijskim, g-funkowym, a jego ulubionym artystą był Snoop Dogg, reszcie zespołu bliżej było do twardych, nowojorskich nagrań. Świadectwem muzycznej i tekstowej oryginalności grupy był umieszczony na składance „Smak B.E.A.T. Records” utwór „Słowo”, funkcjonujący również jako „Teksty, wersy, zwrotki i słowa”. – Jambet rzucił temat, inaczej go rozumiejąc – słowo jest jak pomnik, jeżeli on je daje, to wszyscy mogą na niego liczyć. Szyha był bardziej dosłowny, traktując język jako tworzywo, tak jakbyśmy rozłożyli tekst na czynniki pierwsze. Nie był to numer samplowany. Szyha szczycił się tym, że grał na keyboardzie. Potem zaczęło to nam przeszkadzać, bo nie chcieliśmy odstawać. Nie doceniliśmy tego, że mogliśmy być brzmieniowo inni – wraca pamięcią do starych czasów Pyskaty. Edytoriał miał swoje małe sukcesy. Na albumie „Wspólna scena”, inicjatywie wydawnictwa RRX, znalazł się kawałek „Ekstremalne warunki”, zaś Zeke był przedstawicielem formacji w głośnym, jednoczącym w założeniu scenę utworze „10 osób”. Do tego znajomość z producentami kręconego na podstawie książki Edmunda Niziurskiego filmu „Spona” zaowocowała kolejnymi dwoma numerami – „Tęczą” i nagraną z Miką Urbaniak (ale bez udziału Pyska) „Głową”. Pojawiły się również propozycje koncertowe, w tym zaproszenie na nobilitowany udziałem amerykańskiej gwiazdy Rap Day. To nie wystarczyło, by okiełznać spory między nastolatkami, wykrystalizować wspólną wizję płyty i zachować studyjną dyscyplinę. Edytoriał nie był nawet w stanie pozostawić po sobie demówki, skończyło się na paru luźnych numerach. W 1999 roku został rozwiązany.
Przez następne dwa lata muzyka była na dalszym planie. Chojnacki studiował, układał sobie życie osobiste, budował hierarchię wartości. W 2001 roku wrócił do rapowania, a Zeke stał się Pyskatym. Odciął przeszłość grubą kreską. Czuł się już na innym poziomie mentalnym i warsztatowym, chciał, by zauważono rozwój. Początkowo działał z Cygim, a aktualny szef wspomnianego Aptaun, czyli Szczurek, podrzucał im podkłady. Wtedy pojawiła się też nazwa Skazani na Sukcezz. Śmierć mikrofonowego partnera zakończyła tamten etap, w zastępstwie przyszedł Sony, jednak nagrania miały charakter lokalny, osiedlowy. Rozmach przyszedł dopiero, gdy na Bemowie pojawił się pochodzący z Białegostoku Pih. Zaproponował Przemkowi współpracę. Choć – jak zauważa Chojnacki – obaj artyści podchodzili z innych środowisk, odebrali inne wychowanie i przyświecały im inne cele, to w kwestiach damsko-męskich, imprezowych czy „jechaniu po bandzie” mówili jednym językiem. Zdeterminowani, po ponad roku pełnych kompromisów i spięć prac doprowadzili krążek do końca. W 2006 roku płytę „Na linii ognia” wydał Camey. W pełnej krasie objawił się tam kąśliwy, impertynencki styl Pyskatego. Momentami brzmiał dla rapowych słuchaczy bardzo znajomo, nasuwając skojarzenia z trzecim pokoleniem warszawskiego MC-ingu. – Mniej chodzi o inspirację, choć jej doza była, bardziej o kwestię sportowej rywalizacji. Oni nagrywali klipy, ja nagrywałem na mikrofonie z przymocowaną pończochą babci. Równałem w górę. Chciałem nawijać tak, by móc znaleźć się na ich miejscu. Słyszałem ich numery i nagrywałem coś, co niejako miało być odpowiedzią na to, co robią. Rzeczy bitewne, dissy wymierzone w powietrze. Wiesz, na zasadzie: „Jesteście dobrzy, ale ja mogę zrobić to lepiej, dodając coś od siebie” – wyjaśnia Pysk. „Na linii ognia”, choć z racji imprezowo-przechwałkowego charakteru z umiarkowanym zainteresowaniem przyjmowane przez stricte ulicznego odbiorcę, spotkało się z przyzwoitym odbiorem. Jeżeli narzekano, to raczej na przygotowaną m.in. przez Davida Gutjara, Sherlocka i Wavesa muzykę. – Wiem, że warstwa muzyczna może wydawać się przesłodzona, jeśli odnieść ją do naszych osobowości. Ale wbrew obiegowej opinii beaty nie były narzucone przez wydawcę. Nie było chęci złagodzenia warstwy muzycznej tak, by pasowała od radia – tłumaczy raper.
Materiał na pierwszy solowy album Pyskatego powstawał jeszcze w czasach SnS. Pyskaty często bezskutecznie forsował poważniejsze, socjologiczne tematy. Napędzany chęcią pokazania swoich umiejętności, ale też wyjścia ze skóry „kabaretowego rapera ze śmiesznymi metaforami” i wyciągnięcia na wierzch emocji, które nie znalazły wcześniej ujścia, nagrał dla Aptaun Records „Pysk w pysk”. Zaprezentowany w 2009 roku krążek pokazał uniwersalnego artystę. Kropką nad i, a zarazem deklaracją siły rapera okazał się remiks utworu „Bez granic”. W jednym numerze wystąpili tam obok gospodarza Fokus, Małolat, Łona, Fu, Ten Typ Mes, Tomiko, O.S.T.R., Ero i Eldo, a perłą w koronie okazał się występ nowojorczyka Termanology. Uważne ucho wychwyci, że już na tym albumie zaczęły się pojawiać akcenty religijne – gospodarz mówi o Mojżeszu, przywołuje motyw dźwigania krzyża. Wiara była odpowiedzią na hedonizm, wyrażała poniekąd słabość do patosu, chęć wywołania wyrazistych reakcji. Stała się też punktem wyjścia do drugiego solowego albumu, swoistej rapowej drogi krzyżowej wchodzącego w wiek chrystusowy twórcy. – Nie chciałem powtarzać chaosu „Pysk w pysk” z jego przeskakiwaniem z tematu na temat. Wiedziałem, że chcę zrobić płytę koncepcyjną, z myślą przewodnią. Z tym że koncept stawał się coraz większą niewolą, choćby dlatego, że w międzyczasie moje zainteresowania się zmieniały. Miałem z dwa, trzy kryzysy, kiedy myślałem, że to rzucę, bo nie jest to w moim stylu, okaże się niesmaczne, a do tego nieprzystępne – wyznaje Chojnacki. A jednak udało się – ilustrowana okładką, na której artysta jest niczym ukrzyżowany na skrzyżowaniu miejskich ulic, niesiona singlami, takimi jak „S.A.L.I.G.I.A.” czy „Wdech, wydech”, produkowana m.in. przez BobAira, O.S.T.R.-a i The Returners „Pasja” (2012) trafiła do podsumowań roku i do pierwszej piątki zestawienia najlepiej sprzedających się płyt. Są już widoki na jej następczynię. Ma się ukazać w 2014 roku i być ukłonem w stronę nowych brzmień. – Ale nie chcę kopiować Stanów, a więc robić muzyki przyjemnej do słuchania i zarazem głupiej – zapewnia autor.