[ BobAir ]
Tutaj nie budzi mnie wschód słońca, tylko kolejne tąpnięcie
Włączam TV, znów zagłada, bo był wybuch na 900
Bloki noszą blizny i znamiona naszych kopalń
Nasi bliscy mają ich znak na swoich oczach
Czuję mój ląd, gdy widzę ten smog, huty i szyby, Spodek w oddali
Czuję mój dom, gdy widzę ten blok i bojo, kaj my w bala kopali
Pamiętasz, na placu zabaw w kapsel ciupali
Na walkmanie nie śmigał wtedy Talib Kweli
Przy TV czekałeś na "Telefonię" czy szansę z Kozakiem
Na hajs od ojca, jak za węgiel przyniósł wypłatę
Pamiętam wszystko, co wyszło stąd - jak Twój bass z tonacji
19. Południk, Alchemia, "Mam To", Gutek, Jajonasz, znasz ich
Widzę tak plus i minus, stawiam kawę na ławę jak Fokus
To jak Liszowska - nie dla idiotów
Idziemy ku górze, by dojść do topu, zostawić skład na ziemi tej Bogu
By stała się naszą sumą powodów, dzięki jakiej powstał ten obóz
[ Prezes ]
Za parę lat będzie głośno o mnie, bo ambitnie robię swoje
Wejdę na szczyt dalej tworząc godnie
Co by się nie działo, zawsze trzymam kontrolę
Kobieta jest moim oczkiem w głowie, mikrofon znowu biorę w dłonie
Kolejny cypher, masz parcie na starcie, to pewne, że kiedyś zasiądę na tronie
BobAir, to fajnie buja, rafineria wzięła mnie pod skrzydła
Po 5 latach nie ma na mnie chuja, choć wielu myślało, że, kurwa, nie wytrwam
Nie będę mówił o zyskach i o słabych numerach na toplistach
Jebani hipokryci i ci na pewno, wszyscy tutaj wylądują na pyskach
Życie mi płynie jak freestyle, koncerty nie są oparte na gwizdach
Moje numery na dyskach, nie gram na dyskach, to cecha jest pośmiewiska
Wszyscy wiedzą, że szczęście doceniam, chcę więcej podziemia
Nawet Syzyf by powiedział, że nie mam serca z kamienia
Rynek będzie potępiony, spójrz, co robi z Wami moda
Jestem lekko roztrzęsiony, tak, jakbym miał Parkinsona
Będą pisać o nas na forach? W dupie mam to, co będzie, to będzie
Muszę się pokazać z najlepszej strony i wtedy czas mojej płyty nadejdzie
[ Majkel ]
Miasta duszą się popołudniowym smogiem
Leci muzyka z okien, chyba jestem bogiem, cień rzucają bloki
Chodzą z wózkami foki, patrzę na to jak na fotki
Na murku nie dają dopić piwka chłopakom w cywilu wąsi
Normalny kawałek Polski, no ale go znam od dziecka
Jestem tu ja, moje ziomki i ukryta opcja niemiecka
Tu lepiej smakuje nalewka i po niej wracanie na rękach
Duma ojca i teścia, ale kiedyś sypiałem na ławkach i skwerkach
Nie ma co gnić w rozterkach, zawsze wpadam tu chętnie
Chociaż koledzy częściej wychodzą na spacer z dzieckiem
Żeby opróżnić butelkę ojcowie muszą wychodzić ze psem
Może byś wstał z tej ławki, może bym wstał, ale mi się nie chce
Nie ma co robić, powietrze cięższe od płynu w butelce
Tutaj unoszę się w górę, bo tam, gdzie mieszkam, pracuję ciężej
Chociaż na dół nie jeżdżę, to może jeszcze jest nieźle
Ale żeby normalnie żyć, 250 godzin miesięcznie
[ Igrekzet ]
Dzieci Ragnaroku nie mają lokum, a budują sobie postument
Zet autofocus, nie z familoków, ale z Chruszczowa lodówek
Rzucam dynamity, bomby i topię ich razem z ich beki kopalnią
A jeśli myślisz, że możesz być kozak, ja widzę to czarno
Aaaaale, pieprzyć bragga - temat ten ma potencjał
Dużo większy i głębszy, bogatszy niż grunt, który mam pod podeszwą
Mam krew pod podeszwą, a w sercu pewność
Że moje sny to więcej niż tylko opałowe ścierwo
To czarna ziemia, gdzie czarna magia
Czarne złoto zamienia w czarny balast
Z ciemności do światła, ze światła do Braille'a
Największy ciężar to grawitacja
Naprzeciw bogom, szukamy drogi do gwiazd
I drążę temat, mam marzeń hałdę
I choćbym zgasł, to dostarczę światło, choćby na czarno
Jasne?