[Verse 1]
Patrzę, jak płoną race na ulicach, myśląc
Że idą nowe czasy na świecie i tu nad Wisłą
Patrz, jak płoną oczy ludzi iskrą
Czy to przez system czy to genetycznie
Mają taki syndrom, że ulegają konfliktom i przegrywają wszystkie, co?
Patrzę w przyszłość i widzę wielką niewiadomą (niewiadomą)
Jak masz dobre słowo, przekaż ziomom (przekaż ziomom)
Spójrz na nich twardo, ale nie z pogardą, zapytaj ich czemu stoją (czemu stoją)
Patrzę na bloki i widzę wielką nieruchomość
Tyle powstań, tyle wojen, tyle blizn, tyle krzywd, tyle krwi
Wiem, ale ile może tkwić
Bez końca w postawie ofiary i poddanych panów?
Ile razy, jak byłeś mały, słyszałeś, że coś się nie uda - przełóż to na cały naród
Rozmawiam z ziomem o Polsce i łamie mu się głos, gdy
Mówi, że staje się tu obcy, obcy
[Verse 2]
Współczuję orłom, które muszą zwijać swoje gniazda
I krążą, by omijać swoje państwa
Gdzieś, gdzie rządzą swoim życiem po swojemu
Nie czekając, aż spłynie na nich łaska
Gdzieś, gdzie nie są bezbronną jednostką, którą zalewa propaganda
Są takie miejsca, czy to się już nie sprawdza?
Gdzie ludzie to nie zwierzęta i mogą o siebie zadbać
Wampiry wysysają wolność, nie widzą siebie w lustrach
Popłuczyny po Katyniu, powstaniu i wywózkach
I wkurwia mnie, że jesteście marnym cieniem tamtych elit
A ludzie liczą na was zamiast na siebie, nie liczycie się nic, nic
To ja jestem V.I.P., W moim życiu, nie wy, psy
Bez względu na to, lewa czy prawa strona
Przeważa na szali wagi państwowej
Nie chcę, by moje losy były przedmiotem
Sprawy i wagi państwowej
Bez względu na to, lewa czy prawa strona
Przeważa na szali wagi państwowej
Nie wytrzymują ciężaru tego sporu sprawy wagi państwowej
Niestety też moje, wybierasz stronę, automatycznie musisz wejść w konflikt
Echo to niby głos, tłum to niby też jednostki
To nie mój świat, chcę robić swoje i się oderwać
A po aparacie państwa zostaną tylko zdjęcia, zdjęcia
[Verse 3]
Ludzie tu walczą w każdy dzień bez przerwy
Na szyi oprócz krzyża mogliby mieć nieśmiertelnik
Setki voltów w organizmie, ciągle bez energii
Tylko pioruny wokół głowy, jakby ktoś im podpiął cewkę Tesli
Każdy może być VIPem w swoim życiu, po cichu liczę
Że paru typów wyciągnie wnioski
I podam rękę każdemu w drabinie niżej
Tych wyżej nie muszę łapać za kostki
Mnie też ukształtowały w tym gnieździe bloki
Ulice, ziomki, ale pora mentalnie wyfrunąć
Nie musisz być ich odbiciem, dorośnij
Prosty algorytm na wybory
Dupa nie jest na sprzedaż
A przed sukcesem nie ma co się bronić
Nie pierwszy, nie ostatni raz ukradnę wers Nas'owi
Zbyt elitarny na osiedla, zbyt osiedlowy na salony
Nigdy nie będę wilkiem dla innych
Chyba, że ktoś wejdzie na mój teren
Co nie znaczy, że nie ostrzę sobie kłów
By wziąć jak najwięcej dla siebie
Wierzę w wygraną i rozejm nie jako przeciwieństwo
To nie sprzeczność układać victorię i pokój tą samą ręką