[Zwrotka 1: Ad.M.a]
Dla mnie ostateczność to Hieronim Bosch
Jego wizje, moje lęki
Karmię kontrastami wciąż
Monteologię o życiu wiecznym
"Nie wszystek umrę" - głosił Horacy
A spotykam martwych ludzi wciąż
Co już za życia, w domu i w pracy
Stracili duszę i niebo to zgon
Widziałam śmierć, ma chude palce
I sondę w gardle i gardzi hajsem
Jest skromna do końca, wierna do końca
Ludzkie słabości, kruchości w jej łasce
Z Wami gdzieś gonię, z klapkami na oczach
Że niby oszukam ją
I tak jak Wy, żyję do czasu
Aż ona duszę odszuka mą
Nie wiem jak Ty, ja wierzę w zbawienie
Szczególnie w chwili agonii i
Jedyne, co pamiętam z łaciny, to memento mori
Memento mori...
[Refren - Ad.M.a]
Widzę martwych ludzi, nie możemy popaść w obłęd
Widzę martwych ludzi, widzę, widzę martwych ludzi
Widzę martwych ludzi, nie możemy popaść w obłęd
Widzę martwych ludzi, widzę, widzę martwych ludzi
[Zwrotka 2: Igrekzet]
Patrz mi w oczy i mów, że we mnie wierzysz
A nie tylko w ciemność na dnie ich źrenic
Masz czuć mój dech, mój zew
A nie tylko rdzę na ogniwach łańcucha przeżyć
Kiedy zwłoka, milczenie ma cenę
Wbijam szpile w ich lale bezdechów
Nie chcę korodować jak myśli, idee
Wedle których żyłem ostatnie ćwierć wieku
I przekuwam ramy na bezkres
Bo losu ironia to bezbek
Piękni i młodzi, a bestie
Śluby pachnące jak bez...sens
Mija jak wiraż zabija Ci banię
Przyodziewasz obawy szyte na miarę
Ja lecę z nieładem, bletami na sztamie
Manię na ostanie zostawię z testamentem
AAAAA, Igrekzet
Jestem nomadą na rozdrożach snów
Krzykiem rewolty niepokornych dusz
Milion łez płynie, że nie słuchamy jak żyć
Liżę krew, mijam serca złamane jak Ty
I piszę każdy wers, jakby był moim ostatnim
Płonę w deszcz
Słyszę Anubisa śmiech
Ludzie są jak polski hip-hop - Walking Dead
[Refren - Ad.M.a]
Widzę martwych ludzi, nie możemy popaść w obłęd
Widzę martwych ludzi, widzę, widzę martwych ludzi
Widzę martwych ludzi, nie możemy popaść w obłęd
Widzę martwych ludzi, widzę, widzę martwych ludzi
[Zwrotka 3: Kartky]
Mam w oczach furię, rozumiesz, nie jestem wtórny jak Ty
Zamykam sumę posunięć w arkadach, diabelskie sny
Mam kawalkadę pod domem, zanim dogonisz mnie, zgiń
I nie wiem, czy to pojmujesz, jeśli nie, Edvard Munch "Krzyk"
To wizjonerzy z nadużyciem przeżyć bez weny
Eksponują je, pomyśl
Jak hochsztaplerzy odurzeni chemią
To dla niej rzucili gibony
Prosto z mostu, więc znikaj
Gdy zmory zawijają koszmary w górę; Katedra
Witamy na szczycie Inferna
Tu każda istota jest żywa, a martwa pazerna
Wycieram krew z kaptura
Uciekam donikąd jak usta bez znaków
Nie przeżyję długo
Rozpusta na gnijących ciałach? To działka chłopaków
Żyję jak chcę i ginę z każdym oddechem
Który wypluwam
Marzę, bo wiem, że Charon zna zew
Zabierze im tlen i hajsy z YouTube'a
Baroni się potną na pewno, łakomi na true talk jak Death Row
Znajomi wrzucają w internet to wszystko
Gdy hip-hop oddaje ich tętno
Dzieleni jak rzędy kamienic, to getto
DNA wśród zieleni odmieni mnie tylko na moment
Odetchnąć? Znowu nie mogę, powietrze? Im całe zabiorę
Całe, zanim zawiną się w końcu
Martwi za życia, tacy jak dzisiaj żrą ścierwo w słońcu
I co? Ogień zabiera ostatnie znaki
Daleko gór, guseł i chmur, w tle kwitną maki
Biorę to szybko i znikam jak ścieżki i cienie na ścianie
Klamry na sen, muzyka pod seks, wrócę niedługo, kochanie
Nie wracam
[]