Fun.
Fun.
Fun.
Fun.
Utwór opowiada o seksie, a raczej jego dojrzewaniu z biegiem czasu.
Piosenka jest opisem pierwszego seksu. Szczęścia, jakie odczuwały obydwie połówki oraz poczucia winy za ból, który czuła partnerka podczas niego. Bardzo ważną kwestią jest tutaj to, że jest to pierwszy seks obydwóch stron, a co za tym idzie, martwi się, że sam fakt nie cieszy tak samo drugiej strony, jak jego — w końcu, to niesamowity ból.
Z racji, iż nie udało mu się sprawić przyjemności kobiecie, zrzuca winę na towarzystwo i to, że jest wokoło za dużo ludzi — są na imprezie lub w jakimś innym tłocznym miejscu. On jest muzykiem, który przelewa swoje myśli i serce na kartki. W tym wszystkim ciężko jest utrzymać swoje myśli dla siebie, nawet wtedy, kiedy czuje, że musi. To przyczynia się do ostatniej linii, którą jest powiedzenie tego, że nie można robić rzeczy, które chcą inni — dlatego szuka wymówki.
Seks dojrzewa wraz z jego wykonawcami. Z początku nowatorski, pełen bólu i zawodów, następnie coraz lepszy, coraz mocniejszy i generujący coraz więcej przyjemności. Z początku mężczyzna przestaje być prawiczkiem i nie potrafi dobrze kontrolować swojego orgazmu, a kobieta nie jest przyzwyczajona do posiadania penisa w swoim wnętrzu. Jednak z biegiem czasu wszystko się zmienia, dzięki czemu również uczucie dojrzewa. Dlatego też miłość fizyczna jest nazywana największym spoiwem związków — ludzie się sobie oddają, wierząc w to, że razem są w stanie zrobić coś lepiej, niż robią teraz.
Kolejnym porównaniem są papierosy, które to uspokajają autora tekstu tak samo, jak sam akt seksu i jego kulminacji. Sensem piosenki jest więc, aby się nie poddawać i starać się codziennie poprawiać swoje osiągi, aby z biegiem czasu stawać się coraz lepszym w tym, co się robi.