[Zwrotka 1]
Doskonałe proporcje, naprawdę czuję się świetnie
Lecę wyżej niż Gortat, jeszcze wyżej niż Mount Blanc
Widzę ziemię, widzę otchłań, ogromna do tego czarna jak Onyx
Jak moje źrenice i życie jak powyłączane telewizory
Młody, obserwuj ulicę, ona non-stop patrzy na Ciebie
Had wolny jak Tybet, jedynie muzyka pozwala stąd odlecieć
Płynę cyfrowym niebem, ale nie wiem gdzie
Chyba na inną planetę, hę? Odbiór, słyszę Cię bardzo źle
Bardzo dobrze, nie ratujcie mnie
Kiedy zechcę zejdę na ziemię, spadnę z impetem i po problemie
Ale przedtem wyrównam ciśnienie
Wpadnę w ocean głęboki jak kosmos
Skaczę na głowę z jachtu, gwiazdy wyławiam jak perły
Moje prywatne, ogromne akwarium
Góra, dół, błędnik robi mnie w chuj
Dawaj Valium, baby, zanim nerwy zjedzą mój mózg
Koniec imprezki, zbieraj confetti
Kilometry dróg, setki tysięcy
Bagażnik pełny hajsu za rap, chciałbym
Daj mi to gówno, na razie wystarczy pełny bak
Będzie czas, mamy zdrowie, mamy siebie, mamy fart
To dobra prognoza na jutro, można spokojnie odjeżdżać w dal
Jak najdalej od zła, nie ma zła
Jeśli było kiedykolwiek wyrosło w nas
Depnij gaz, tyle niepozałatwianych spraw
Tak naprawdę chuj z nimi
Rzeczy ważniejsze i ważne widzisz
Jak nie to masz zaburzenie perspektywy
Ja wiem, dookoła mnóstwo hien
Każdy chce swoją cześć padliny, ta
Skurwysyny mogą być wszędzie, zwalczam bakterię jak pestycydy
Pierdolę toksyczne podejście
Szczęście, że nie mamy takiej samej perspektywy
Nic na niby, jak jest każdy widzi nawet przez brudne szyby
Idziesz ze mną, lepiej zostań z nimi
Bo będą smutni, się przyzwyczaili
Ej, siostro, moje tętno zwalnia pod wpływem przeciążeń
5g, z góry widzę ziemie, pięknie wygląda, inaczej niż z książek
Zachowane proporcje, człowiek chciałby być światłem
Dusze są płodne słońca, nie świadomi tego, że świecą jaśniej
Zobacz, wszystko jest wielkim przypadkiem albo ogromnym dziełem Boga
Prawdę mówiąc jedna droga, moje pióro jest wieczne, kolejna strona
Lubię lewitować sufit podłoga jak gondzia sufit po ganji suszy
Uważaj, lepiej się nie wpierdalaj po uszy, możesz nie wrócić
Duże buchy, duże ciuchy, nie w tym rzecz, mój ciąg myślowy XXL
Schody w dół, w górę jak chcesz, spójrz, jestem już bardzo wysoko
Równowaga to bunt, skoro grawitacja nasz wróg
Przetrwa jeden na stu to i tak sporo, jestem gotowy, keep it thoro
Miejski kamuflaż moro, morda na kłódkę, chcę tylko wejść na wyżynę, mam chwilę
W godzinę zamienię sekundę, podarty bilet, życie to podróż
Nie mam skrzydeł, krzywy kręgosłup, siedzę i piszę w innej galaktyce
Nikt nie da rady otruć liter, mówię szyfrem enigmatycznie
Nie mieszczę się w małym umyśle, dziwne
Rozpoznawany po piśmie jestem, zróbmy se zdjęcie, w tle poleci refren
[Refren] (x2)
Doskonałe proporcje, czuję się bardzo dobrze
Prawdopodobnie spadnę, na razie to mało istotne
Wyżej niż szklane wieżowce, moim tronem jest słońce
Moim domem jest odmęt, a nasze dusze są wolne