Hey
Hey
"Maliny się kończą" to wzruszająca opowieść o próbie wymuszenia miłości, o toksycznej relacji, która zrodziła się między narratorką, a pewnym mężczyzną. Kobieta zwraca się do niego i opowiada o swoich emocjach i uczuciach w stosunku do niego. Nie potrafi z nim żyć, dusi się i jest głęboko nieszczęśliwa w związku, który z nim tworzy. Bo, jak sama mówi, jest miłość jest wymuszona, sztuczna.
Wymusza ją tak na sobie, jak i na swojej partnerce, której nie chce pozwolić być sobą, nie chce dać jej wolności. A narratorka nie chce żyć w toksycznym związku, w którym partner zabrania jej bycia tym, kim naprawdę jest. To nie miłość, to szantaż.
Nosowska mówi tu o "pustym kościele", który stworzył jej kochanek. Nikt nie przyjdzie tam z własnej woli, nikt nie odda mu się w pełni. Bo jest postawa wobec miłości jest nad wyraz roszczeniowa, bo nie ma w nim uczuć, których oczekuje się od partnera.
Tekst jest opowieścią o niepewności, bólu związanych z niespełnionym uczuciem. Uczuciem, z którego - dla własnego dobra - trzeba zrezygnować.