KOMBII
KOMBII
„Krople” to albo romantyczne wyznanie człowieka zbyt nieśmiałego, by wprost pokazać komuś, co do niego czuje, albo po prostu obraz klasycznego wręcz stalkera. Niczym Sting w „Every Breath You Take”, Skawiński stawia się tutaj w roli mężczyzny do bólu zakochanego w kobiecie nie zdającej sobie nawet sprawy z jego istnienia. Noc w noc stoi pod jej oknem, po prostu patrząc na nią i umierając z miłości, niezdolny do tego by wykonać jakiś krok w stronę wyjścia z ukrycia.
Chciałby zapewne znaleźć w sobie odwagę by wprost powiedzieć co leży mu na sercu, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafi. Nie jest w stanie też sobie odpuścić, dlatego powtarza swój koniec końców niepokojący rytuał każdego wieczoru. Przelotne chwile, w których jego ukochana pojawia się w oknie sprawiają, że chce mu się żyć i krew szybciej płynie w jego żyłach.
Czy kiedykolwiek uda mu się wyjść z cienia i wprost oznajmić swoje uczucia, czy może rozwinie się to w bardziej potwornym kierunku, czy w końcu złapie go policja albo sam znudzi się swoją obsesją – tego nie wiemy. Teraz jednak stoi pod tym nieszczęsnym oknem, podczas deszczu, a po jego twarzy spływają krople, będące być może jego łzami, albo tylko owym deszczem.