Laibach to zespół, który od lat wzbudza kontrowersje. Jednak kiedy spojrzy się na to trochę szerzej, widać że nie jest to tylko medialna zagrywka.
Formacja powstała w 1980 roku w miejscowości Trbovlje, na terenie byłej Jugosławii. Laibach znaczy nic innego, jak Lublana, czyli stolica Słowenii w języku niemieckim. Zespół od samego początku istnienia, kiedy jeszcze bazował na fundamentach Neue Slowenische Kunst, ukochał sobie performance, co najlepiej oddawał w swojej twórczości, gdy przerabiał klasyków, jak The Rolling Stones, The...
Laibach to zespół, który od lat wzbudza kontrowersje. Jednak kiedy spojrzy się na to trochę szerzej, widać że nie jest to tylko medialna zagrywka.
Formacja powstała w 1980 roku w miejscowości Trbovlje, na terenie byłej Jugosławii. Laibach znaczy nic innego, jak Lublana, czyli stolica Słowenii w języku niemieckim. Zespół od samego początku istnienia, kiedy jeszcze bazował na fundamentach Neue Slowenische Kunst, ukochał sobie performance, co najlepiej oddawał w swojej twórczości, gdy przerabiał klasyków, jak The Rolling Stones, The Beatles czy Queen.
Początki istnienia nie były jednak dla Laibach łatwe. Ich twórczość spotkała się ze sporą niechęcią ówczesnych komunistycznych władz, która zakazała pokazu multimedialnego projektu „Rdeci Revirji”, który był odzewem na strajk miejscowych górników. Poza tym zabroniono zespołowi koncertów oraz używania niemieckiej nazwy. Gdyby tego było mało, 21 grudnia 1982 roku, współzałożyciel Laibach, Tomaž Hostnik, popełnił samobójstwo.
To wszystko przełożyło się na początkową twórczość zespołu. W 1984 roku Słoweńcy wydali swój pierwszy album, „Rekapitulacja”, który był zbiorem wczesnych eksperymentalnych nagrań. Natomiast „Occupied Europe Tour” cechuje ciężkie brzmienie oraz słoweńskie śpiewy i to właśnie ta płyta najlepiej charakteryzuje początki Laibach. Kolejne wydawnictwo, „Opus Dei”, zawierało dwa covery - „One Vision” Queen oraz „Life is Life” Opus.
Nagrywanie coverów tak się zespołowi spodobało, że na płycie „Sympathy for the Devil” skończyli z sześcioma przeróbkami identycznie zatytułowanego krążka The Rolling Stones. Również z samych coverów składał się „Let It Be” nawiązujący do The Beatles. Jednak Laibach ograniczył się jedynie do zapożyczenia tytułów, bo warstwę muzyczną zmienił całkowicie.
Muzyka Słoweńców zawsze lawirowała między industrialem i nową falą. Czasem któraś z tych stron przeważała. Ale zawsze była interesująca, co nie pozostało nie zauważone. Laibach tworzył też muzykę do przedstawień teatralnych. Chociażby krążek „Macbeth” był podkładem do sztuki Szekspira wystawianej w hamburskim Deutsches Schauspielhaus. Poza tym, Słoweńcy zrobili muzykę jeszcze do czternastu przedstawień oraz nagrali też singiel promujący film „Iron Sky”.
„Macbeth” jest płytą, która zamyka pierwszy etap działalności zespołu. Wraz z upadkiem żelaznej kurtyny, Laibach zaczął czerpać inspiracje z gatunków „zachodnich”, jak techno czy szerzej pojmowany rock. Najlepiej to widać chociażby na „Jesus Christ Superstar”.
Jednak muzyka to jedno, co wyróżnia Słoweńców, a kontrowersje to drugie. Zespół często sięga w swojej twórczości do motywów marszów wojennych, symboli totalitarnych czy estetyki faszystowskiej. Wszystko to często zawiera w swoim scenicznym wizerunku, ale tylko po to – jak sami mówią – by podkreślić zagrożenia związane z totalitaryzmem. - Jesteśmy w takim stopniu faszystami w jakim Hitler był malarzem – stwierdził przed laty wokalista Laibach. Słoweńcy nigdy nie popierali nazimu. Swoją wizją chcą wyczulić ludzi na zło, jakie za sobą niesie. Owszem, okładki płyt, gdzie Matka Boska trzyma Lenina na rękach, bądź gdzie Jezus jest przybity do hitlerowskiego krzyża mogą budzić odrazę i niechęć, ale właśnie o to formacji chodzi. Owszem, wiąże się to też z tym, że wiele osób nie zna ich twórczości i odbiera to jednoznacznie, jednak ci, którzy sięgną głębiej do historii zespołu zrozumieją przesłanie.
Płyta „Spectre” to otwarcie kolejnego rozdziału w twórczości zespołu. Brzmienie zespołu złagodniało. Oczywiście, wciąż czuć wielką moc, jednak nie jest to już industrialna maszyna do mielenia mózgu. Z jednej strony mamy wręcz wściekle punkowe w swej energii „Eat Liver!”, z drugiej niemal balladowy „Koran”. A gdyby tego było mało, dostajemy alternatywny hit radiowy „The Whistleblowers” oraz niemal popowy „We Are Millions and Millions Are One”, który idealnie pasowałby do ścieżki dźwiękowej filmu chociażby Nicolasa Windinga Refna.
Dużą zasługę w złagodzeniu brzmienia zespołu ma wokalistka, Mina Špiler, która jest absolutnie fantastyczna. Sposób, w jaki operuje swoim głosem sprawia, że można czuć się zahipnotyzowanym.