Lao Che
Lao Che
Co jak co, ale Spiętemu nie można odmówić kreatywności, jeżeli chodzi o jego twórczość. Ten kawałek to przeniesienie biblijnej historii o owocu poznania dobra i zła, z tym że przeniesiona do współczesnych realiów. Autor niejako rozlicza się tu z samym Bogiem, pokazując nam, czym dla niego jest cała ta opowieść. W tej wersji pijany bohater został skuszony do kradzieży wspomnianego owocu, ale nie udało mu się tego zrobić. Powstrzymał go pies „właściciela”, uniemożliwiając mu niejako zrozumienie, czym jest dobro i zło.
Spiętemu chodzi przez to o to, że sam nie czuje się, jakby był w stanie czasem dostrzec cienką granicę, która oddziela właściwą drogę od tej błędnej. Wielu z nas ma chyba czasem takie uczucie, bo jednak życie nie jest tak proste, jakbyśmy chcieli, a czerń i biel zlewa się w jedną wielką szarość, utrudniając nawigowanie. Dlatego też autor koniec końców i tak powierza ostateczną decyzję Bogowi. Będzie żył tak, jak potrafi, a w końcu, gdy dojdzie do kresu swojej wędrówki, to Wszechmogący go oceni.