Lao Che
Lao Che
Spięty stawia siebie w pozycji człowieka kuszonego przez „górę” i „dół” – niebo i piekło. Ani Szatan, ani Bóg nie mogą jednak przekonać go do siebie. Woli pozostać pośrodku, gdzie czuje się „jak u mamy”.
Kompozycja, która pozornie przypomina religijną satyrę, utrzymaną w rytmie swingu, może w pierwszej chwili przywodzić na myśl tematy z płyty „Gospel”. Zagadnienia duchowe – piekło i niebo – stanowią tutaj jednak tylko metaforę dla naszego życia. Cały zabieg służy temu, aby przekonać nas, że najlepiej pozostać człowiekiem prostym, zawieszonym pośrodku.
Nie powinniśmy upaść zbyt nisko, do „piekła” – czyli tam, gdzie gromadzą się wszystkie „niezdaluchy i pierdoły”. Nie warto jednak również starać się zbyt mocno i za wszelką cenę dążyć do tego, żeby znaleźć się w gronie „lizusów”, którzy siedzą na górze. Dążenie do tego, żeby zostać „duchowym atletą” – lub zrobić wielką karierę i „tęsknić do dzieci” w kolejnych delegacjach – nie skończy się dla nas dobrze.
Kiedy żyjemy „pośrodku”, między niebem a piekłem, jesteśmy wolni, „nie mamy zwierzchnika” – i tak jest „w sam raz”.