Umierająca miłość potrafi pozostawić na człowieku trwałą ranę, doprowadzając go do rozpaczy i odbierając radość z życia. Gdy tracimy ukochaną nam osobę, czy to wskutek tarć między nami, czy w jakikolwiek inny sposób ciężko jest się nam potem pozbierać. Samotność zaczyna boleśnie doskwierać, a my nie potrafimy uwierzyć już w to, że jeszcze kiedykolwiek spotka nas szczęście.
Nie ma się więc co dziwić, że wielu z nas wolałby czasem nic nie czuć, niż odsłaniać się na ból emocjonalny, jaki zadać nam potrafi drugi człowiek. „Popioły” to właśnie wyznanie takiego skrzywdzonego człowieka. Lipa śpiewa tutaj z perspektywy mężczyzny mającego dość ciągłego cierpienia, wywołanego sercowymi rozterkami. Najchętniej po prostu stałby się zimny niczym skała, niewrażliwy na jakiekolwiek ludzkie uczucia. Jest gotów zrezygnować z radości, nadziei i całego dobra, jakie przynosi bycie człowiekiem, byleby tylko uciec od tej drugiej strony medalu – cierpienia, bólu, poczucia odrzucenia. Czy cena, jaką trzeba ponieść jest warta świeczki? Na to pytanie każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam.