Jego życie kończy się gdzieś, gdzie serce już nie łopocze
Gdzie czarna ziemia głęboko zaszła na wieki
Nikt go nie opłakiwał
Nikt nie płacze przy jego grobie
Był włóczęgą, błąkał się samotnie
Nikogo nie miał, nic nie miał, miał tylko życie!
Zamknąwszy stare oczy, zakończył życie
Nie wyruszy w nową podróż, odpoczywa pod ziemią
Przedstawię wam jego historię
W której opowiem, jak on żył:
Urodził się, dostał imię
Ale nie otrzymał jednego, miłości!
Jego rodzice go porzucili, nie przejmowali się nim
Nie zostało mu nic, oprócz życia
Za wysokimi murami, za kratami, pomiędzy łotrami i złodziejami
Upłynęło jego dzieciństwo,
Tam był jego dom
I mimo to żył wesoło
W sercu zamknął wielką nadzieję
Że raz kiedyś stąd pójdzie,
Że czekają lasy, doliny, góry
Będzie wolny jak ptak,
od północy do południa, od wschodu do zachodu
Obejdzie każdą ziemię
Ten czas nastał, stał się wolny
Wyruszył w niekończącą się podróż
O tym śnił; uświadomił sobie,
iż od lat tylko tego pragnął!
Gdziekolwiek zaś szedł, ludzie go kochali i jeśli czasem pytali
Skąd wyruszył, cóż jego celem?
on tylko wesoło śpiewał:
Nie boję się, dopóki żyję
Czekają odległości
Kurzy miejskich i krajowych dróg!
W promieniach słońca, w ponurą zimę
Każdego dnia, każdą nocą
Wędruję, nie zatrzymam się już nigdy!
Zapomniał o głodzie i pragnieniu
Interesował się tylko światem
W długich włosach wieje wiatr
W jego żyłach pulsuje krew
Po chłodnej zimie przychodzi gorące lato,
A on zostawia za sobą daleką drogę
Ale nie ogląda się za siebie, idzie naprzód,
Radośnie śpiewając:
Nie boję się, dopóki żyję
Czekają odległości
Kurzy miejskich i krajowych dróg!
W promieniach słońca, w ponurą zimę
Każdego dnia, każdą nocą
Wędruję, nie zatrzymam się już nigdy!
Nie trzeba błysku
Nie trzeba blasku
Nie trzeba oślepiających pieniędzy!
Nie trzeba kłamliwej żądzy
Nie trzeba bezcelowego celu!
Nie trzeba błysku
Nie trzeba blasku
Nie trzeba oślepiających pieniędzy!
Nie trzeba kłamliwej żądzy
Nie trzeba bezcelowego celu!
Nie boję się, dopóki żyję
Czekają odległości
Kurzy miejskich i krajowych dróg!
W promieniach słońca, w ponurą zimę
Każdego dnia, każdą nocą
Wędruję, nie zatrzymam się już nigdy!
Lata tak rychło upływają
Włosy wędrowca są śnieżnobiałe
Jego serce jeszcze bije, oczy w ogniu płoną,
Ale zwą go już śpiącym na wieki
Nie boję się, dopóki żyję
Czekają odległości
Kurzy miejskich i krajowych dróg!
W promieniach słońca, w ponurą zimę
Każdego dnia, każdą nocą
Wędruję, nie zatrzymam się już nigdy!