[Zwrotka 1: Lukasyno]
Źródło bije, stopa bije, serce żyje, hip hop
Zawsze sobą, w show biznesie jedną nogą
Ogarnia ich niepamięć, kiedy stają naprzeciwko
Odszczekają każde słowo
Choć na scenie dla mnie wiecznie brakowało miejsca
Kto się nie pchał na piedestał, został w cieniu obok
Jedni wybierali legal, inni szli drogą przestępstwa
Między wieżowcami wiało srogo
Każdy miał fach, ktoś dilował, ktoś kradł
Ktoś rzucał towar, ktoś mielił szkło i żenił piach
Młoda Camorra, nim przyszła tutaj moda na rap
To stara szkoła, nie słuchasz ale szanuj mój skład
Co przeżyliśmy to nasze, to nosimy w sercach
Jeśli widzisz tutaj gwiazdy to tylko na Mercach
Miejska inżynieria w grze, uliczna sceneria w tle
Inspiracją życie, nie kryminalny serial
[Zwrotka 2: Jot Er]
Mam tyle werwy, przekaz mógłby być zbędny
Chciałem przerwy, na front wzywają bębny
To życie, nie bajka, choć krążą legendy
Możesz stracić tu zęby, przyjdzie płacić za błędy
Stres, nerwy, bez przerwy, tak chcesz żyć?
Nad przepaścią gdzieś być albo w klatce zgnić?
Czas przez palce, dni, ty jak w pułapce tkwisz
Że ją kochasz jak nikt pokaż swej matce dziś
Nie wyznaczę ci ziomal, którędy twa droga
Musisz sam próbować, przejść na własnych nogach
Musi blokować głowa, muszą ból znosić mięśnie
Bo przez piekło jest przejście, tam gdzie odnajdziesz szczęście
Podbijasz śmiało, a tak mało o sobie wiemy
Kolego, mego spokoju ze słabością nie myl
Życie, panta rhei, każdy ma swe problemy
My działamy, dzielimy hajs, w szajs nie brniemy
Szanujemy proste rzeczy – kromkę z masłem
Szczere ludzkie relacje i gdy wszystko jest jasne
Jak tak masz – gratulacje, w zgodzie usiądźmy tu
Zimny Wschód, rzekę spowił lód, to nasz świat jest
[Zwrotka 3: Kriso]
Nigdy ci nie powiem o tym co byś chciał usłyszeć
Tam skąd pochodzimy tematy pisze życie
Chociaż miewam tajemnice to nie trzymam ich w zeszycie
Kiedy słuchasz analogu, wtedy czujesz różnicę
Dzisiaj cofam się w czasie, jak bym przewijał klisze
Wszystkie zwrotki braciaka, nawet już ich nie zliczę
Jeszcze na kaseciakach z osiedla na osiedle
Pchałem bity na bloki tak jak diler mefedrę
Biznes plan, choć nie zawsze legalny, każdy tu z nas ma
W ciężkich chwilach koleżko chcę być tobie jak tratwa
My to jedna bratwa, każdy oddany zasadzie
Zawsze trudniej złapać wilka, który żyje w stadzie
Drzewa wycięte, które rzucały nam na drogę cień
W wirze wydarzeń możesz pójść na dno i tak dzień za dniem
Tutaj za banknot nie kupisz szacunku tylko śniadanko
Łapiesz przynętę, by nabić kieszeń, czasem nie warto
[Zwrotka 4: Egon]
Tu gdzie brak lojalności na ulicach przemoc
Chciwość rządzi w miastach, w ludziach niemoc
Zrozumiesz świat, ja już nie muszę
Żyję według zasad i mam czystą duszę
Serce pękło nieraz, bo przyjaciel się oddalił
Salut wszystkim ludziom co swej duszy nie sprzedali
Wielu tworzy imperia, już są inne kryteria
Odpaliłem się z pisaniem, powiew świeża energia
Jutro należy do nas każdy dzień to wyzwanie
Przetrwają tylko silni i ten wieczny atrament
Nie piszę na siłę, tylko myśli przelewam
Kminisz moje teksty? Z przekazem uderzam
Widziałem bardzo wiele i ty też ja nie wątpię
My bracia z wszystkich ulic jako jedno ramię zbrojne
Bo w nas jest potęga spokój i agresja
Poznałem smak stali, mój rap to jest esencja
[Refren]
Mój czas i twój czas płynie tak samo
Na porodówce ledwo nas odróżniano
Błazna w królewskie szaty odziano
Ich majk to berło, mój rap dekalog, szumi analog
Nasz czas i ich czas płynie tak samo
Na porodówce ledwo nas odróżniano
Błazna w królewskie szaty odziano
Ich majk to berło, nasz rap dekalog, szumi analog