W domu mam rakietę jak z NASA, nie trzeba dużo by mnie podnieciła
Stoi przede mną bogini w szpilkach, rano mówi mi konichiwa
Moje życie jest kartką z pisma, jestem happy zobacz to
Demony przeszłości nie wołają już za mną, Neile, wołacz o!
Dają mi dziś sto na sto, chociaż nie mieszczę się w żadnych ramach
Jestem jak czarny kwadrat na białym tle - nie przedstawiam
To mezalians mieszam gatunki, flow, inspiracje, alkohole
Przydałby mi się po tym wszystkim autopilot bo tracę autokontrolę
Jestem marką samą w sobie, wchodzę jak potentat na rynek
Może ten track Cię nie zabiję, ale ma ten potencjał, ma siłę
Wchodzę na beat, nie czuję oporów, nie czuję nawet oporu powietrza
Reszta przy tym to gra pozorów, jestem papierem ściernym, reszta to nawierzchnia
Daj mi lubrykant, zaraz się tutaj rozbrykam
Sprowadzę tu deszcz pieniędzy, zobacz jak rozkwitam
Prędzej wyrośnie mi kaktus, niż prędzej czy później nie zjem tej gry
Mam dla Ciebie parę faktów dziś, to coś więcej niż "jebać psy"
Chciałeś mi sprzedać ten syf, znowu siedzę przy alko na stole
Popielniczka z tlącym się gibonem, nie stój tak z tym kalkulatorem
Czuję to w zakamarku na dolę, mam do serca wszczepiony bypass
Uciekają mi nim ludzie uczucia, tylko miłość jeszcze gdzieś tam się majta
Odpalam fajka od fajka, chociaż mam w sobie ten ogień
Tlen - odłączam obieg w Twojej kabinie pryszni... yy... nagraniowej
To nie grafomania to słowotwórstwo, taka moja natura dla zasad
Nie mam respektu to głowobójstwo zabijam głową hakuna matata
Trzęsę nową szkołą, choć w sobie mam starą duszę
Twoją szyję rękoma gadżeta, czytaj pomiędzy wierszami jak uczeń
Na co jeszcze miałbym tu wpaść, no może na Ciebie kiedy schodzę po browar
Ciężko mi doprowadzić myśl do końca, bo co chwilę wpada mi nowa
To zabawa w słowa, w scrabble, naparza mnie głowa, jakbym ją miał w imadle
Zawsze wiedziałem, że mnie nie dogonią, życzę, żeby wiatr wiał im w żagle
Nie chcieli mnie dopuścić do głosu, w tej chwili już przeciw znika
Stoję przed nimi, pytam - jakbym krzyczał naćpany - dajcie mi przeciwnika!
Trochę sobie tutaj po-kickam, puszczając kolejne kopiące numery
Od kicka do kicka poznamy się bliżej, to jest Tom, to jest Marry
Tom ma dom, a w domu ma pracownie, obdziera je ze skóry skurwiel
A Marry liczy kiedyś na białą suknię, będzie jej w niej do twarzy w trumnie
Jej los się właśnie waży w sumie #21 gram
Pozbawiona oddechu ląduje na Toma stole, Tom będzie ją brał wow
Czy poleciałem, aż tutaj, myśleliście, że to muzyka z happy endem?
Jest beka, ale zabijał beki w tym kawałku już dla beki nie będę
Jakże kurwa jestem szczodry, ja pierdole
A to jest kurwa Steve, sam nie wiem co tu robi ten koleś
Wyłączcie mi to, bo się nie odpierdolę
Albo chuj założę Twojej matki futro z norek, patrz jak się odpierdolę!