Nadanie tytułu najlepszego frontmana w rocku jest jak nadanie komuś tytułu króla rock and rolla. Jest tak wiele czynników, które decydują o nadaniu jakiemukolwiek muzykowi takiego tytułu, że wydaje się to prawie niemożliwe.
Co sprawia, że wokalista jest najlepszym frontmanem rocka? Czy jest to piosenkarz rockowy, którego cechują najbardziej efektowne występy na scenie, czy też bycie frontmanem najlepszego zespołu grającego na żywo w historii rocka automatycznie umieszcza daną osobę na szczyt listy najlepszych frontmanów w rocku? Czy bycie jednym z najlepszych piosenkarzy wszechczasów daje tytuł najlepszego frontmana? Kryteriów jest tak samo wiele jak pretendentów do tytułu, oto kilku z nich:
Freddie Mercury – Queen
Freddie jest znany ze swojego niepowtarzalnego głosu, niesamowitej barwy, elektryzującej witalności jego muzyki i obecności na scenie. Nie zapominajmy jednak o wszystkich piosenkach, które napisał dla Queen, z których przeważająca część to ponadczasowe hity. Ale był kimś więcej niż sumą jego ekstrawaganckich strojów i wystąpień scenicznych. Istnieją setki opowieści o sympatii Freddiego Mercury'ego, ale istnieje taka sama liczba opowieści, które oddają hołd bajecznie ekscentrycznemu poczuciu humoru i niestrudzonej etyce pracy lidera Queen, bo kto inny byłby w stanie przebrać Księżnę Dianę za drag queen, żeby niepostrzeżenie wprowadzić ją do klubu nocnego? Odpowiedź jest dość prosta, ta sama osoba, która podczas koncertu Live Aid 1985 sprawiła, że cały stadion śpiewał wraz z nim.
Robert Plant – Led Zeppelin
Wśród opowieści o Robercie Plancie wiele tworzy jego legendę za życia: o rockandrollowym stylu życia, imprezach, używkach lidera Led Zeppelin można usłyszeć wiele, ale wszystkie te historie, łącznie z tą najlepszą, jakoby muzycy zawarli pakt z diabłem, po prostu bledną przy ich muzyce. Lata temu opinia publiczna ekscytowała się faktem, że Robert Plant, Jimmy Page, John Paul Jones i John Bonham, jako pierwszy rockowy zespół w historii, byli w stanie kupić sobie prywatny samolot - na pokładzie "The Starship" były luksusowe sypialnie, kawiarnia, telefony i telewizja... To wszystko wydaje się jednak nieważne, bo to, co zostaje w pamięci, to muzyka grupy, utrwalona na płytach, bo kto nie zna „Stairway To Heaven” czy „Kashmir”?! Zaś sam Plant w 2006 roku został sklasyfikowany na 1. miejscu listy 100 najlepszych wokalistów metalowych wszech czasów według Hit Parader. Co więcej, w 2009 roku został umieszczony na 1. miejscu listy 50 najlepszych heavymetalowych frontmanów wszech czasów według Roadrunner Records. Jego talent doceniła także sama królowa – w 2009 roku Plant został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego.
Mick Jagger – Rolling Stones
W połowie lat 80. Richards i Jagger pokłócili się, w efekcie czego wokalista The Rolling Stones postanowił rozpocząć solową karierę. Zadebiutował w 1985 roku płytą "She's the Boss". W późniejszych latach ukazały się jeszcze trzy kolejne albumy: „Primitive Cool”, „Wandering Spirit” oraz „Goddess in the Doorway.” Jagger współpracował z wieloma wybitnymi artystami. Pamiętny był jego duet z Davidem Bowiem w utworze „Dancing In The Streets”, czy duet z Królem Pop - Michaelem Jacksonem, który zaowocował piosenką „State Of Shock.” Nie zapominajmy także o „Too Many Cooks” z 1973 roku, za produkcję tego kawałka odpowiadał John Lennon.
Jim Morrison – The Doors
A właściwie James Douglas Morrison był amerykańskim piosenkarzem, kompozytorem i poetą, który był głównym wokalistą zespołu rockowego Doors. Dzięki poetyckim tekstom, charakterystycznej barwie głosu, bardzo specyficznej osobowości, nieregularnym występom oraz dramatycznym okolicznościom przedwczesnej śmierci – choć co do tego jest naprawdę wiele teorii spiskowych, od tego, że muzyk sfingował własną śmierć i mieszka na Seszelach, po historię w której to nie Jim zmarł, a jego identyczny sobowtór niemieckiego pochodzenia, krytycy muzyczni i fani uważają go za jednego z najbardziej kultowych i wpływowych frontmanów w historii rocka. Pomimo śmierci jego sława przetrwała – jako jednej z najbardziej zbuntowanych i często pokazywanych ikon popkultury, reprezentującej lukę pokoleniową i kontrkulturę młodzieży.
Axl Rose – Guns N’ Roses
Axl Rose, wokalista Guns N’ Roses to codząca legenda. Prowadził barwne życie o czym świadczy bezmiar plotek na jego temat. Bez względu na to, czy chodzi o wdawanie się w bójki, schodzenie ze sceny w trakcie koncertu czy notoryczne spóźnianie się na wszystkie umówione spotkania i wystąpienia – prawdopodobnie wszystko co usłyszeliśmy o tym artyście jest tak samo prawdziwe jak szalone! Gdy GnR zdobył szczyty sławy Axl przyznał, że ma duże wahania nastrojów i jest osobą niestabilną. Częstotliwość zmian w zespole oraz związana z tym jakości między innymi koncertów, a także autodestrukcyjna energia Rose’a sprawiły, że Guns stali się jednym z filarów muzyki rockowej, znajdując swoje miejsce na szczycie, ale nie mogąc się na nim utrzymać.
Kurt Cobain – Nirvana
Śmierć lidera Nirvany rzuciła cień na świat muzyki rockowej. Jego samobójstwo sprawiło, że przez wielu został przekształcony w postać męczennika, który zarówno swoją muzyką, jaki swoją osobą reprezentuje wiele więcej niż mógłby sobie wyobrazić. Oprócz niezapomnianej muzyki i poetyckich tekstów o jego wielkości świadczy także ilość teorii spiskowych dotyczących jego śmierci. Pytań pozostało wiele, czy śmierć, która oficjalnie została uznana za samobójstwo, faktycznie nim była.
Miał masę energii, ciągle był czymś zajęty. Od dziecka też był bardzo inteligentny. „Przerażało mnie to trochę, bo miał zupełnie inną percepcję niż jakiekolwiek inne dziecko, jakie znałam” - wspomina O'Connor w wywiadzie dla "Rolling Stone" z 1992 roku. "Wiedział, że życie nie zawsze jest fair. Był bardzo skupiony na świecie."
„Lepiej spłonąć niż się wypalić.” – to słowa, których Cobain użył w swoim liście pożegnalnym. Tak też się stało, zmarł jako legenda, wiecznie młody i wspaniały.
Bono – U2
U2 to nie tylko jeden z największych zespołów na świecie, ale także jeden z najbardziej stabilnych. Od czasu czasu pojawienia się na scenie muzycznej na początku lat 80. sprzedali blisko 200 milionów albumów i koncertowali na całym świecie. Zespół kierowany przez charyzmatycznego i legendarnego lidera Bono (właść. Paul David Hewson), swoją działalność kontynuuje do dziś. Sam Bono znany jest nie tylko jako muzyk – lider U2, ale także jako filantrop. Jedną z ciekawszych plotek na jego temat, która częściowo została potwierdzona przez samego artystę to informacja, że mężczyzna otarł się o śmierć. Jednak lata mijają, a nikt nadal nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło – spekulacji na ten temat jest sporo.
Bon Scott – AC/DC
To jego głos miliony fanów może usłyszeć w przebojach „Highway To Hell” czy „T.N.T.” Dla wielu to właśnie on był najlepszym wokalistą w historii zespołu. Idealnie wpasował się w rock and rollowe motto "żyj szybko, umieraj młodo" - umarł w wieku 33 lat, dławiąc się własnymi wymiocinami po całonocnej imprezie.
W 1974 roku, po usunięciu z AC/DC Dave’a Evansa, zespół szukał nowego wokalisty. Doskonałym wyborem okazał się wówczas 28-letni Bon Scott. Pierwszy wspólny album z tekstami Bona – „High Voltage” – był dobry, jednak nie był to jeszcze szczyt, który grupa mogła osiągnąć. Dopiero po podpisaniu kontraktu z Atlantic Records w 1976 roku, trasie koncertowej po USA w 1977 roku i wydanie „Highway To Hell” uplasowało zespół na szczycie, a sam album stał się jednym z najlepiej sprzedających się krążków (do dziś „Highway” jest drugim najpopularniejszym LP AC/DC).
Sam Bon Scott miał zadatki na to by stać się jednym z najlepszych muzyków w historii. Jednak wszystko skończyło się dla niego dość nagle. Noc 18 lutego 1980 roku Bon Scott spędził w Londynie imprezując. Po ciężkiej nocy wokalista zasnął w samochodzie kolegi Alistaira Kinneara. Kiedy po jakimś czasie Kinneara wrócił do auta zauważył, że Scott nie daje oznak życia, zawiózł kolegę do szpitala, ale muzyka nie dało się już odratować. Bon Scott zmarł w wieku zaledwie 33 lat, dławiąc się własnymi wymiocinami. Strata była dla zespołu znacząca do tego stopnia, że rozważano rozwiązanie AC/DC. Po kilku mniej lub bardziej udanych próbach znalezienia godnego następcy Scotta, jego miejsce zajął Brian Johnson, który z zespołem grał do 2016 roku, ostatecznie zastąpiło Axl Rose z Guns N’ Roses.
James Hetfield – Metallica
Metallica to jeden z tych zespołów, gdzie pawie każdego z członków można bez problemu zastąpić. Prawie, ponieważ wydaje się, że Lars Urlich i James Hetfield – założyciele legendarnej już grupy – są już nie tylko legendami, ale także wizytówkami zespołu.
Umówmy się, o wielkości Metallici decyduje jednak Hetfield – frontman i gitarzysta, trzymający się na uboczu introwertyk uwielbiający swoją gitarę, która stanowiła jego broń w walce z oceniającym go społeczeństwem, przez które latami był wykluczany.
Niedawno świat obiegła informacja, że zespół odwołuje zaplanowaną trasę koncertową ze względu na kolejny pobyt Jamesa na odwyku – jego problemy alkoholowe nigdy nie były tajemnicą, jednak po raz pierwszy wywołały tak duże komplikacje.