Jeszcze dziesięć lat temu Panic! At The Disco zostali obrzuceni wszystkim co tylko możliwe podczas Reading&Leeds Festival. Ale Brendon Urie się nie poddał. Mimo hejtu, szykan i kłopotów ze składem zespołu, uporczywie dążył do sukcesu. Dziś wyprzedaje największe hale i stadiony w Stanach Zjednoczonych i Europie. Okrzyknięty współczesnym Frankiem Sinatrą muzyk wydał niedawno kolejną płytę - "Pray For The Wicked".
Trudno powiedzieć czy PATD to dziś jeszcze zespół czy sam Brendon Urie, który co jakiś czas dobiera sobie muzyków sesyjnych. Jedno jest pewne, tak jak znikał i pojawiał się wykrzyknik w nazwie, tak zmieniał się sam Urie. Początkowo wytykanu mu, że nie potrafi śpiewać, że na żywo to jest komedia, a nie muzyka. Że ten cały burleskowo-steampunkowy entourage jest przesadzony i niepotrzebny. I trzeba powiedzieć, że muzyk wziął sobie te wszystkie głosy do serca i dziś jest artystą kompletnym. Świadomym swej muzyki, świetnie prowadzący karierę, tworzący pop na najwyższym światowym poziomie. Stał się wykonawcą, który jeszcze przez dekady będzie bawić publiczność swoją wizją najpopularnijeszgeo gatunku na świecie.
Po latach błądzenia, Urie w końcu znalazł swoje miejsce. Udowodnił to dwa lata temu wracając w wielkim stylu płytą "Death of a Bachelor". To właśnie wtedy ukazał nam się nowy wizerunek Panic! At The Disco. I jakże go wszyscy pokochaliśmy. Frank Sinatra, Michael Buble i Freddie Mercury w jednej postaci - muzyka dla starszych i młodszych. Zarówno wysublimowana, jak i wystrzałowo taneczna. Pełna punkowej wręcz energii. Autobiograficzna płyta stała się nowym początkiem. I teraz mamy jego kontynuację.
"Pray For The Wicked" nie jest już tak wybitne, jak album z 2016 roku, ale to na pewno bardzo dobra płyta. Zróżnicowana, wymuskana pod każdym względem. Może nie ma już tego nonszalanckiego, wielkomiejskiego sznytu, ale to wciąż muzyka, której chce się słuchać i która sprawia ogromną przyjemność.
To wydawnictwo pokazuje także jak bardzo Urie rozwinął się jako kompozytor. Od samego początku jego działalności słychać było, że ma pomysły na nieprzeciętne melodie. Ale dopiero teraz pokazuje swój pełen wachlarz możliwości. Świetnie potrafi budować kompozycje i przestrzeń dźwiękową, która dosłownie otula słuchacza i pochłania go coraz bardziej. Mieszanka funku, dance-popu i klasycznych inspiracji Beatlesami, Queen czy Sinatrą właśnie tworzy fantastyczny mariaż, którego tak bardzo brakowało na rynku muzyki pop.
Urie stworzył potwora. Po prostu. Panic! At The Disco to w tej chwili światowy gigant osadzony w popie, ale czerpiący też ze wszystkiego innego. To feeria dźwięków, barw, wielowarstwowych tekstów, genialnych koncertów i rewelacyjnych teledysków pełnych easter eggów (najlepszym przykładem będzie "Say Amen (Saturday Night)").
A "Pray For The Wicked" chce się słuchać non stop. Od otwierającego "(Fuck) A Silver Lining", który nieco przywołuje na myśl ten wodewilowy styl z początków zespołu, przez "Hey Look Ma, I Made It" i "High Hopes", w których jakby rzucał rękawicę Timberlake'owi, aby ubiegać się o tron króla popu, aż po mocne "The Overpass" czy "Roraing 20s".
Ta płyta jest zdecydowanie bardziej eklektyczna niż "Death of a Bachelor", ale na pewno równie świadoma. Pokazująca, że tamta nie była wypadkiem przy pracy. Brendon Urie doskonale wie, co chce robić i jaką drogą dalej podążać. W końcu znalazł pomysł na siebie. Jeśli dalej będzie robił takie rzeczy, to już nie możemy się doczekać kolejnego krążka.
---
Nasze interpretacje tekstów z "Pray For The Wicked" znajdziecie tutaj.