[Refren]
I znowu ta psychodela, bujamy się po hotelach
I kac melanż i kac, trochę więcej w portfelach
Scena jak msza, tylko brak tac, mam dylemat
Ale show musi trwać, musimy pchać ten temat
[Zwrotka 1]
Dziwne fazy gdy twa pasja, się staje pracą
Się na nowe miasto inwazja, nowi ludzie zatracą się
Nieźle pojebane, trzeci dzień, walę głową w ścianę
Wyglądam jak własny cień, a wkoło jest sporo kamer
Wywiady, pierdoły, banery, matoły a pod oczami wory
Nie dają nam fory, czuję się chory, jak bym stał tu goły, true story
Ale wchodzi bit i [?] i ty oprócz bliskich nikt
Nie wiem gdzie walizki, kto gdzie znikł, ale właśnie grają nasz hit
Widzę że sporo ludzi nas kuma i sporo ludzi z przypadku
Już mnie rozpierdala ta duma i czuję się dobrze bratku
Zaraz tu będzie dobrze bujać, więc cię witam na statku
Nie wiem czy widzisz błazna, czy króla, czy nie kojarzysz faktów
Ale show musi trwać, ludziom trzeba dać rozrywkę
Od kuchni to kurwa mać, może być czasami przykre
Ale tego chciałem gdy szatan podsuwał mi papier
Ja liczyłem na cuda a dostałem liścia na japę
[Refren] x2
[Zwrotka 2]
Artyści, chuje i dziwki, nie wiedziałeś, dowiedz się
To czym się jarałeś, może dziś świadczyć o tobie źle
Widziałem idoli sprzed lat, najebanych jak szpak
Latałem z nimi pod bar, wóda, blant, szach i mat
Widziałem elitę rapu w Polsce i było pite
Tak że przejebałem nieraz forsę za koncert, z kwitem
żegnałem się szybciej niż dewotki na widok krzyża
Robili mi fotki, nie pamiętam nic, nie jest mi żal
łatwo się zagubić, gdy wbijasz w to nagle, znienacka
Mogłeś kiedyś coś mówić, teraz chuj w gardle ci klaska
Czy pamiętasz o zasadach, ideałach, honorze
Gdy ktoś kolejkę ci stawia i proponuje węgorze
Kluby obskurne ogólnie, mordy obłudne lecz wspólnie
Mamy show do zrobienia, zanim tu film nam się urwie
Ale tego chciałem gdy szatan podsuwał mi papier
Ja liczyłem na cuda a dostałem liścia na japę
[Refren] x2
[Zwrotka 3]
Mówił o tym Fokus, można zrzygać się od hip-hopu
Wiele pokus, tak wiele że ciężko dotrzymać kroku
Zajarany lecę w teren, po to by wrócić w amoku
Liczę czas i litry potu, za tytuł idioty roku
Toksyczna miłość, akurat nam się tak trafiło
Gdzieś w Polsce znowu gram i staram się cieszyć chwilą
Raz kocham, raz nienawidzę, raz szlocham, raz z tego szydzę
Jak na prochach, czekam na nokaut, w rapowej piątej lidze
Nie wiem co jest kurwa ze mną, gdy złapałem króliczka
Poczułem się znów ofermą, niezwrócona zaliczka
Zaraz zrobię terror, koniec nadstawiania policzka
Albo w sumie wszystko jedno, ta gra jest nielogiczna
Ale tego chciałem gdy szatan podsuwał mi papier
Ja liczyłem na cuda a dostałem liścia na japę