Teraz patrz, zabieram cię tutaj w podróż w nieznane
Dla ciebie to bez znaczenia, i tak nie wiesz co jest grane
Pojebane to, wpadnę dzisiaj może z kosą
Wierni to gorzej zniosą, ostrzy se noże nocą
Przejdziesz tą drogę boso, Boże, weź się lepiej pożal
Po chuj ci buty, wolisz mieć kurwa klapki na oczach
Poczekaj, coś dzwoni do mnie - nie będę gadał, pierdolę!
Twoje życie jest na linii, ale je później odbiorę
Za nami już pierwsza stacja, muszę słowa pizgać nowe
Czas na drugą, racja, oto kurwa ziomek krzyż na drogę
Już spoczywa na twych barkach, polej ludziom, już się smucą
Bądź spokojny chłopie, za niedługo role się odwrócą
Ciężko ci nie będzie, on nas przecież tu lepszymi czyni
Popatrz, kurwa, ilu dzień w dzień musi go nosić na szyi
Życie usłane różami, te metafory mierne
Niby świat jest nieskalany, bo nam zajebałeś ciernie?
Ja wiem dobrze, udało ci się już ten świat wyruchać
Weź zalicz se jeszcze glebę, w końcu do trzech razy sztuka
Trzecią stację to już pojmę, dobiega ze stada pisk
Też mam niewyjściową mordę, dzień w dzień padam na pysk!
Wierni mają cię w sercu, no to robisz daunom piekła
A przez tą twoją koronę chyba już im dawno pękła
Stacja czwarta - gadaj z matką, ciągle się przewracasz
Nie wiem co jej powiesz, ale powiesz, że na noc nie wracasz
Wpędzisz ją kiedyś do grobu, chłopie zrozum, to jest tak
Wyszedł z domu, gówniarz znowu pewnie wróci po trzech dniach
Piąta stacja, środek nocy, ogłaszam - twój jest to kres
Weź se zioma do pomocy lepiej jak ci ciężko jest
Wciąż pożyczam hajs, a ziomy pomogą mi ile mogą
I nieważne ile, liczy się, że kurwa mam od kogo
Stacja szósta, dziś na farcie, więc powiem otwarcie też
Weź sobie tą szmatę lepiej zalicz na otarcie łez
Stacja siódma, opowiem kawał - to styl popaprany
Czemu Jezusa nie będzie? - Ktoś mu pokrzyżował plany!
I masz dwie sekundy - BACH! - kurwa człowieku
Myślałem też, że się wkurwisz, ale znów leżysz ze śmiechu
Stacja ósma, te niewiasty wczute, śmiechem bym je zabił
Choć to głupie, ja wciąż czekam, przecież nic mnie dziś nie zbawi
I następna stacja, ile ich jest, sam ty weź policz
Powiesz racja, popatrz, łatwo się jest tutaj wypierdolić
Ja ci powiem "weź się w garść, możeść nieść, prawda taka
Bo jak później będziesz chciał możesz się już nie połapać"
Czasem mówią "Łap okazję", sprawdzając co bezmózg zrobi
Ja im się zaśmieje w twarz, niech powiedzą Jezusowi
Manicure, pedicure, tępym damom tak się żyje
Zaraz zrobię tak, że twoich łap już nic tu nie przebije
Dziesiąta stacja, się nie przejmuj no bo mnie to też tu wkurwia
Sram wciąż na to, w co się ubrać bo straszna jest w modzie chujnia
Boisz się swych kanibali? Niejeden ci powie "Śmiało
Się rozbieraj typie" bo chcą znów wpierdalać twoje ciało
Stacja jedenasta, wkurwienie kipi z niego - nie zwlekał
To cię przerasta - nie graj tu przybitego człowieka
I dwunasta sprawdzaj, wchodzę z buta, wciąż te linie kreślę
Umrzesz dziś na deskach, jak dotąd tutaj niejeden wrestler
Czas na tą trzynastą, czy pechowa, robią foty w sumie
Niech umieszczą sobie zdjęcia z krzyża w rodzinnym albumie,
Wszyscy niosą cię na rękach ostatni raz, weź to sklej
A jak wrzucą cię do grobu będzie wreszcie troche lżej
Tym trackiem nie chciałem obrazić nikogo, to śliski temat
U niektórych skillsy świadczą, że tu cudów nie ma
A ty na to "Na chuj się starać?", ja mówię "Weź i zaśnij, nara"
U mnie się objawia wiara, wracam z libacji na kolanach
Nie wierzę w Boga, nie pytaj czemu, chyba, że chcesz się strasznie zbłaźnić
łapie chłopaku pociąg do rapu, on wysiadł na czternastej stacji