Zdjęcia dzięki uprzejmości prowadzącego audycję Rap Sesja
Sobota, 28. Listopada 2015 to święto polskiego freestyle’u w tym roku. Święto, które przez zdecydowaną większość zostało doszczętnie popsute, czego na samym początku, chyba nikt się nie spodziewał. Gdy dotarliśmy pod Proximę, na pół godziny przed otwarciem drzwi wejściowych, przywitała nas kolejka ciągnąca się aż po kraniec parkingu samochodowego. Liczyłem się z tym, że wraz ze wzrostem popularności freestyle’u w Polsce, liczba osób odwiedzających bitwy na żywo będzie wysoka, jednak to co ujrzałem tamtego wieczoru przerosło chyba nawet oczekiwania samych organizatorów. Z tego co wyczytałem u Puocia na fan page’u Rap Sesji, do klubu zostało wpuszczonych 900 osób, a około TYSIĄCA nie dostało się za drzwi wejściowe. Te liczby naprawdę robią wrażenie
Gdy udało nam się znaleźć w środku, przywitała nas radosna atmosfera zabawy, godna tego typu imprezy. Gdyby energia zapodana przed rozpoczęciem bitwy, przełożyła się równomiernie na dalszą część imprezy, można by mówić o najżywiej reagującej publice w historii WBW. Po krótkiej chwili oczekiwania przywitał nas master of ceremony - Duże Pe. Krótka przemowa i mogliśmy przejść do jednej z najważniejszych części imprezy czyli losowania grup, których skład wyglądał następująco:
Grupa A: Milu, Yowee, Pejter, Ryba
Grupa B: Edzio, Filipek, Bober, Babinci
Na papierze więc, to właśnie druga z grup zasługiwała na miano "grupy śmierci". Właściwą fazę rywalizacji rozpoczęło kozackie starcie pomiędzy Milem a Yoweem, które zdobyło uznanie w oczach samego prowadzącego. Walkę zasłużenie wygrał ostatecznie Milu, choć publika opowiadała się raczej po stronie sympatycznego pirata. Jako drudzy na scenie pojawili się Edzio i Filipek. Starcie tytanów, które większość osób zgromadzonych na sali najchętniej obejrzałaby w finale, po wypłaceniu sobie serii punchy o niuniach wygrał obrońca tytułu. Trzeci w kolejności na scenie pojawili się Pejter oraz Ryba. Tu byliśmy świadkami pierwszej niespodzianki tego wieczoru, gdzie reprezentant WLW, bez kompleksów odprawił swojego bardziej doświadczonego kolegę, zostawiając za sobą dobre wrażenie i co najważniejsze zgarniając hype publiki, co było niezwykle ważne tego wieczoru. Pierwszą serię starć zamykali Bober oraz Babinci. Reprezentant Bielsko-Białej, uważany przez wielu(w tym mnie) za kandydata na czarnego konia imprezy, kompletnie zawiódł. Nie wiem czy wyszła tutaj zbyt duża pewność siebie(nie bez kozery poinformował rywala, że publika przyszła tu właśnie dla niego) czy też niewielkie doświadczenie, jednak faktem jest to, że tak naprawdę przegrał na własne życzenie. Babinci w typowy dla siebie sposób, niesamowicie stylowo i na luzie, dał do zrozumienia przeciwnikowi, że historia lubi się powtarzać
Po dosłownie pięciominutowej przerwie, drugą serię pojedynków grupowych otworzyła rywalizacja dwóch kolegów - Pejtera i Milu. Wolnostylowiec z Wałbrzycha, chcąc mieć jakiekolwiek szanse na awans do półfinału, musiał postawić wszystko na jedną kartę, jednak to nie było łatwe, gdyż miał przed sobą Mila, który napędzany pierwszym zwycięstwem i hypem publiki stawiał zacięty opór. Mimo wielu mocnych linijek, po dogrywce uległ Pejterowi, jednak moim zdaniem zostawił po sobie dobre wrażenie. W kolejnym pojedynku Edzio podejmował Bobera. Starcie tak naprawdę bez historii, mistrz WBW napędzany zwycięstwem z teoretycznie najsilniejszym rywalem, Bober jakby podłamany porażką z Babincim, czego efekt mógł być tylko jeden - jednogłośnie zwycięstwo Edzia. Jako kolejni, przed publiką zaprezentowali się Yowee oraz Ryba. O ile pierwszemu z nich forma zupełnie nie dopisywała, to o tyle ten drugi sprawiał wrażenie jakby tego dnia trafił z życiówką. Kolejne zwycięstwo wyluzowanego Ryby i zaczęło śmierdzieć mi to powtórką z rozrywki sprzed roku, gdzie inny z reprezentantów WLW - Jędrzej, został wicemistrzem. Ostatni w drugiej serii na scenie zameldowali się Babinci oraz Filipek. Raper z Milicza na tą walkę wyszedł niesamowicie zmotywowany i nie wiedzieć czemu niezdrowo spięty na Wojtka, przycinając mu nawet pomiędzy wejściami. W efekcie jury zarządziło dogrywkę, co Filip skomentował jedynie ironicznym "co kurwa?", nie pozostawiając złudzeń swojemu przeciwnikowi w jej trakcie
Ostatnią serię starć otworzyli Milu oraz Ryba. Największy krzykacz WBW, chyba zatracił całą energię na walkę z Pejterem, co skrzętnie wykorzystał Ryba i pomimo zmęczenia udowodnił, kto tak naprawdę dominował w starciach grupowych. Następni w kolejce to Edzio i Babinci, którzy odstawili chyba najlepszą walkę fazy grupowej. Pomimo tego, że Edzio, co sam przyznał w niedzielę w Rap Sesji, wyszedł rozluźniony na tą walkę, mając przed oczami już awans, zdołał doprowadzić do dogrywki. W niej jednak reprezentant Płocka był bezkonkurencyjny i tym samym skomplikował kwestię awansu z grupy B. W starciu zamykającym grupę A, Pejter rozprawił się z rozluźnionym już Yoweem i obok Ryby zameldował się w półfinale imprezy. Jako ostatni w grupowych bataliach walczyli ze sobą Bober oraz Filipek. Debiutant z tego roku, nie mając już szans na awans, postanowił pomóc swojemu bardziej doświadczonemu koledze, zaprezentował wraz z nim pokojowy freestyle, co spotkało się z dezaprobatą jury. Ostatecznie to Filip zgarnął zwycięstwo i przy decyzji o awansie z grupy B potrzebna była dogrywka
W dogrywce zmierzyli się ze sobą Edzio, Babinci oraz Filipek. Ci, którzy twierdzą, że Babinci nie pozamiatał w dogrywce, to albo ocierają się o hipokryzję albo mają wiedzę na temat opierającą się na relacjach innych lub nagrania krążącego po sieci, które Zupełnie nie oddaje tego co tam się wydarzyło. Wojtek porwał za sobą publikę, czego dowodem było głośne skandowanie jego ksywki po dogrywce. Jeżeli miałbym sam ocenić kto powinien odpaść w tym starciu, postawiłbym na Edzia, który moim zdaniem poleciał najsłabiej, próbując podpinać się pod Filipka i robiąc z tego walkę 2 vs 1, jednak w pełni szanuję zdanie jury. To co wydarzyło się później, wywołało we mnie zażenowanie. O ile sam podłączyłem się do skandowania ksywki Filipka, w ramach podziękowania za lata freestyle'u i wyraźny wkład w rozwój sceny, to późniejsze buczenie podczas prób zabrania głosu przez bądź co bądź legendę polskiego free - Duże Pe, czy skandowanie "sędzia chuj" czy "jebać sędziego" bardziej pasowało na boiska piłkarskie niż na to wydarzenie i pozostawię je tu bez komentarza. Wiele bitew freestyle'owych widziałem ale to mnie przerosło
Po zaprezentowaniu wspólnego numeru przez Czeskiego, Dolara, Theodora, Grejtu oraz Pueblosa, przyszedł czas na półfinały. W pierwszym z nich zmierzyli się Ryba oraz Edzio. Zmęczony Ryba który chyba nie spodziewał się aż takiego sukcesu, nie stawiał praktycznie żadnego oporu przed mistrzem WBW i to Edzio mógł cieszyć się z awansu do finału. W drugim półfinale zmierzyli się Pejter oraz Babinci. Mr. Stylóweczka, doprowadził do tego, że Babinci oberwał rykoszetem za werdykt jury. Rzucając "zróbcie hałas jeżeli chcecie bym pomścił Filipka" sprawił, że Wojtek podczas swoich wejść był zagłuszany przez przeraźliwe gwizdy i buczenie. Tani chwyt ale jakże skuteczny. Jury nie chcąc chyba narażać się publiczności poraz kolejny, do finału przepuściła ostatecznie po dogrywce Pejtera
A sam finał? Bez historii. Zawodnicy wycieńczeni, publika jakby zmieszana poprzednimi wydarzeniami. Tym samym ostatecznie zwycięstwo zanotował Edzio i tym samym jako pierwszy w historii zdołał obronić pas WBW, brawo!
Cieszy fakt wzrostu popularności freestyle'u w Polsce. Jeszcze dwa lata temu taka frekwencja byłaby nie do pomyślenia. Na plus należy zanotować prowadzenie imprezy przez Duże Pe i DJ Grubaza - taki duet jest gwarancją udanej bitwy freestyle'owej. Cieszy też, że z każdym rokiem przybywa "młodych kotów" którzy za rok mogą już spokojnie zamiatać - Milu, Ryba, Bober a w kolejce czekają chociażby Milan czy Murzyn. Polski freestyle ma się dobrze! Do zobaczenia za rok!