[Refren: PMM x2]
Panie i Panowie, właśnie nadszedł ten dzień
Trzeba zatrzymać gniew, uratować życia sens
Nie poddawaj się, zmieniaj zdarzeń bieg
Twoja przeszłość, nie może niszczyć Cię
[Zwrotka 1: Wężu PMM]
Spróbuj zatrzymać gniew, uciszyć stres odetchnąć
By obudzić się, gdzie chwile złe Cię nie dosięgną
Na zawsze uwierz, że warto stawiać na jedność
A z muzyką na słuchawkach, zabijemy obojętność
Zdziwiłbyś się człowiek jakbym rzucił kilka ksyw
To o ludziach, których dobrze znam, gdy słuchasz ich
Nienawiść chcą sprzedawać, dali jej maskę dobra
Pchają stragan bazarowy bałagan swojego boga
Jara ich hajs i sława - napędza koks i trawa
Stali się sztuczni, dobrze wiedzą jak smakuje zdrada
Proch oblepia ich lęki, chcą myśleć, że są wielcy
Gadają o miłości, a gniew ich stale męczy
Nie muszę się z tym godzić, znajduję prostsze drogi
I omijam miejsca, które mogłyby bliskim zaszkodzić
Jeśli chcesz zabić wszystkich to zacznij od siebie
Albo obierz inny cel i zapanuj nad gniewem
[Zwrotka 2: Hades]
Jestem chodnikowym wilkiem jak B.I.S.Z, kocham krew
Na nią oczy mi się błyszczą jak led, ale zamykam je
Opanuj strach i powstrzymaj gniew
Mówi mój wewnętrzny głos
Majk to mój gwiezdny miecz, chuj mnie obchodzi ich szelest
Masz i pomyśl, wchodzę z buta, skurwysyny wywracają stoły
Boom, boom, bap, zero, dziewięć, jeden, zero, dwa, dwa
Cały czas przed siebie, no bo niby jak?
Zabijam gniew, zapalniczka pompuje gaz
Głośnik pompuje bas, dźwięk, cztery ściany, ja
Zwyczajny dzień, dniem wielkich zmian
Bez obietnic, nic się nie dzieje od tak
Możesz mnie skreślić, dodać do strat
Ciężko nie być wściekłym, ale mnie wkurwia nawet ten fakt
Raperzy nie są niebezpieczni, KRS-One
Jacy młodzi gniewni? Panie, to żaden z nas
[Refren: PMM x2]
Panie i Panowie, właśnie nadszedł ten dzień
Trzeba zatrzymać gniew, uratować życia sens
Nie poddawaj się, zmieniaj zdarzeń bieg
Twoja przeszłość, nie może niszczyć Cię
[Zwrotka 3: Głowa PMM]
W świecie pogardy, moją czujność chcą uśpić
Próżność tańczy z chamstwem, zaczynam się dusić
Chcą mi wróżyć, coś mi wmówić, w furii gubią sens
Gniew prowadzi ich bose stopy po rozbitym szkle
Hieny wychodzą na żer, ścisk szczęk, tracisz tlen
Strzeż rodzinę przed złem, nim ją wezmą za cel
Widzę, obłęd w ich oczach, leczą gniewem kompleksy
Z wyrachowania, zjedzą więcej niż mogą zmieścić
Nieszczere gesty, chęć zemsty, omijam ich ścieżki
Dają naiwnym truciznę, czerpiąc z nich korzyści
Ich śmieszny prestiż zbudowany, by błyszczeć
Idzie pod gilotynę, bo przestaliśmy milczeć
Na ulice wyjdę, krzyknę 'Nie zabierzesz mi wolności
Prędzej zginę!', niż zawisnę w próżni, cudzych potrzeb
Gubię pościg paranoi, nie mam broni, mam odwagę
Z wyboru buntownik, oddam życie za sprawę
[]