[Intro]
- No siemasz ziomuś, jak tam po wczorajszym?
- Człowieku, kurwa, kiepsko, kiepsko
- Aha, a dzisiaj też powalczymy, widziałeś jakie słońce?
- Tak ?
- No, jestem furą, dawaj na dół
[Verse 1]
No i jestem w boju, ustalone miejsce ziomuś
Słyszę sprzeczkę w pokoju na trzecim piętrze w domu
Sępię bletkę komuś, widzę koleżkę z bloku
Mam resztkę jointów, obcinam dupeczkę, pomóc?
Ziomal z bratem kłócą się o bezsens, powód? to śmieszne
Znowu to samo, odpal wreszcie samochód, ej, podjedźcie
Po koleżanki i po resztę ziomów
W osiedlowym sklepie biorę czereśnie, pluję pestkę w progu
Browar z giętą, witam się z kasjerką
Częstuję się cukierkiem z miętą, ziomal czeka za fajerką
Odpalam szluga i dzwonię po drugą furę
Próbuję znaleźć płytę, ziomek opowiada nudną bzdurę
Brudno w furze, ale masz tu gówno, mówię
Rzucam tym czymś w rudą Ule i znajduję hashu grubą grudę
Odpalam nic nie mówiąc muzę
I daję tak głośno, aż się tam z tyłu wkurwią ludzie
Dojeżdżamy na miejsce wreszcie, jest wcześnie jeszcze
Ziomek kontynuuje te brednie śmieszne
Mówię: daj papier, skręcę, dokruszę nawet więcej
Bletki łapię w ręce, a on jak zawsze ma pretensje
Że puściłem w przejście, ale nie w jego stronę
Męczące to jego gadanie, ja pierdolę
Ktoś wpada do wody, choć niekoniecznie miał ochotę
Mogła nie stać blisko brzegu, bo to niebezpieczne, potem
Jem giętą z grilla, niech trwa ta chwila, nie chcę by się kończył chill-out
Chcę dalej sączyć piwa, nagle napływa chłodny klimat
Sufit jakiś mroczny, chyba deszcz nas zaskoczy, bywa
Wietrznie, chmury ciężkie, pachnie deszczem
Trzeba się zawijać zamiast patrzeć jak zaraz jebnie
Morda z bratem dalej mają swą aferę
Jakiś typ sępi ode mnie szluga, więc odpulam tą pazerę
Biorę grilla, idę się odlać w las
Mówię: weźcie resztę rzeczy, nikt nie słyszał i nikt nie zaprzeczył
Znowu w wózku mijamy tablice miejskie
Dobrze wszędzie, ale u siebie jest mi najlepiej
[Bridge]
- Dobra, ty, to ja idę się ogarnąć i łapiemy się jakoś zaraz
- No, a to dzisiaj bez balangi, człowieku, co ty
- Aha, aha, dobra, widzimy się za godzinkę
[Zwrotka 2]
Jest ciepła noc, ławka, lub może jednak chodźmy gdzieś
Idea tylko jedna: nocny jest
Śmiechy lub awantura, zawiechy lub sprawa, która
Nie ma szans czekać więc plan zmieniać mam akurat
Pomóc próbuję, noc i tak skończy się w południe
Lub później, chuj wie jak pójdzie
Póki co czekam na samochód
I tak nie mam co robić, a z tego może być dochód
Przed lokalem obchód, mają najebane dupy w szoku
Alkoholu skutki, z nimi jakieś głupki, widok smutny w opór
Wbijam się, a oni mają czekać w aucie
Szukam kogo trzeba, mam tam swego człowieka wsparcie
Wracam i swoje inkasuję
Wszystko git - im pasuje, spotykam ziomka więc z nim pakuję
Się do wózka i na buszka lub dwa
Bierzemy dwie znajome, browar puszka, szlug, blant
Przepnę się pasem, ziomal ciśnie lepiej trasę
Częstuję panny Malborasem, kręcę tymczasem
I mówię: dawaj wstąpimy na jakąś szamę
Oni ochotę mają także, więc może zapiekane?
Git, git, mówię weź daj jakiś rap
Wyłącz ten bit bit, nie hamuj tak bo wylał łyk mi
Się na sztany, szybki wjazd tu blisko zapiekany
Parkuj obok bramy, nosz kurwa ja znów oblany
Szama jak szama, ponadśredni standard
Z nalewaka Fanta, pełny samar, jedziemy, dawaj
Kurs pod blok, balanga trwa noc w noc
Tu się nic nie zmienia, miałbyś tego dość w rok
Bujam chwilę i wracamy centrum
Gdy wyjeżdża patrol z zakrętu
Dwóch klientów, kurwa, jebać ich
Zawsze muszą zepsuć wieczór, gieta musiałem ojebać w mig
[Outro]
- Dobra, pojechali. Wszystko żeś wszamał?
- Nie, kurwa, połowę zostawiłem
- He he, to dobrze, że ja jeszcze mam
- Ta? No daj coś skręcę!)