Choć to, że artystka została mamą, zmieniło jej sposób postrzegania rzeczywistości i kariery. Oswobodziło z przekonania, że trzeba się dopasować za wszelką cenę, trzeba być zawsze w centrum.
Impakt na, momentami, ponury muzycznie nastrój płyty miała także pandemia. Świat stanął na głowie. Nic nie jest już pewne. „Ceruj mnie, nim znów coś stracę”, śpiewa w zwalniającej „Przyspieszam”.
Bo spieszyć się Sarsa nie ma już zamiaru. Zwolniła. A z nią zwolnił cały świat. Nauczyła się dostrzegać magię splątanych korzeni w lesie nieopodal domu. Naturę z całym jej dobrodziejstwem, ale i bezwzględnością. „Kiedy się na chwilę zatrzymujesz – dostrzegasz jak wszystko inne pędzi i nie chcesz już tam wracać”.
Wbrew wszystkiemu, Sarsa nie buduje „Runostanami” poezji dekadenckiej, choć nerwowo rwane struny gitary, niespokojne trąbka, bas, bębny i fortepian mogłyby to sugerować.