Rok temu razem z Marcinem Borsem i Pawlem Smakulskim zamknęliśmy pracę nad moją czwartą płytą. To był dla mnie podwójnie wyjątkowy czas bo pod sercem nosiłam już synka Leonarda. Wsłuchiwał się w każdy wyśpiewany dźwięk. Niezależnie, czy tworzyliśmy piosenki w naszym domowym studio w Gdyni, czy u Marcina w górach – za każdym razem byliśmy bardzo blisko przyrody.
Pierwsze melodie i szkice tekstów nagrywaliśmy z Pawłem na dyktafon podczas wielogodzinnych spacerów po naszym lesie Trójmiejskim. Zawsze gdy siadam do pisania zadaje sobie pytanie: yyy, ale jak ja mam to zrobić? W sensie.. Jakim cudem wychodziło mi to wcześniej? Hahah.
Zamykam oczy i okazuje się, że pisanie słów i melodii jest jak zbieranie kwantowych grzybów z przestrzeni dookoła głowy (cokolwiek pomyślicie – serio to pierwsza metafora która przyszła mi na myśl, hah). Pewnie dlatego tak wielki wpływ miało dla mnie otoczenie drzew. Usłyszycie, zobaczycie sami.