Lecisz, spadzasz na dno...
[Verse 1]
Daj mi szczęście daj miłość ja dam wsparcie mógłbym przysiąc
Że tą świetlaną przyszłość, która z tobą kreśliłem
Będzie jedynym celem, do którego dążyłem
Wciąż chcę zwyciężać zachować sporo godności
By żaden z grymasów na twej twarzy nie zagościł
Ja duszę się, jednocześnie chcąc tego
Sam wybrałem, dlaczego? wierzyłem po prostu
Że będziesz jednym z niespalonych przeze mnie mostów
A ja tworząc was wyniszczam, to nie tak oczywiste
Gdy nad kartką łapię iskrę, piszę, pieprząc listę
Ten tekst kolejnym listem nie hitem jak sądzą
Choć pracą bezowocną tego też nie można nazwać
Nad ranem depresyjny lot znad kukułczego gniazda
Walczę z samotnością, która tak często przeraża
Chociaż ludźmi się otaczam oddalam się od nich
Na życzenie własne znów mam pod stopami chodnik
Nowy świt, myśli nowe nie walczę z chłodem, głodem
Myślę o drugiej połowie, co powiem jej wracając
Do tak zwanego świata żywych i jaki tego wynik
Czy prawdziwy ze mnie człowiek tak jak raper prawdziwy?
I kiedyś szczęśliwym po wsze czasy już będę
Gdy zaszczyty zdobędę przecież nie lecę po nie pędem
Emocje oto rewanż to co teraz powiem
Nie jest na sprzedaż, bo to stało się nałogiem
Nie chcę bycia bogiem to absurd jest złowrogie
Myśli znów w głowie sto procent patologia
W samym sposobie postrzegania tego świata fobia
Nie pomnażam pieniędzy to nie mój styl życia
Od zawsze chciałem rapu na przewypasionych bitach
Więc odejdŹ gotów tej ty tam ja cię zapytam
Czy twym jedynym celem była nagrana płyta
Czy wywiady, teledyski, koperty, oferty
To są bzdur sterty, pamiętaj o tym zawsze
Bo rap na bicie popłynie bez zbędnych wyjaśnień
[Hook]
Moralny upadek to notowań nagły spadek
Upadku mego świadek tylko ja prosty sposób
Moralny upadek słyszałem od wielu osób
Moralny upadek o tym jak stracić kręgosłup
[Verse 2]
Idol ćpunów bandytów przeróżnych skurwysynów
Mam być dumny z tego synu? kto naprawdę zrozumie
To, co na bicie mówi i czy z rapu odejdę
Czy mam strzelić se w łeb, zostać Kurtem Cobainem?
Czy przyglądać mam się biernie jak konsument to pochłania
Dostać w zamian hałas, pożądliwe spojrzenia
Wciąż tęsknie za zmianami jak pozbyć się cierpienia
A to, do czego zmierzam jest nadal czymś niejasnym
A to protestem własnym w pierwszej osobie gadam
Odrzucony, co odrzuca postulaty swego stada
Wciąż mam tak gadać przecież głusi jesteście
Skup się na tym tekście, nie myśl o podtekście
Nakreślaj grubą kreską, dam znak, że żyję, jestem
W tych zwariowanych czasach to już jest sporym sukcesem
Zawalczę ze stresem, ponownie stanę w szranki
Na słowa na szklanki opowiem, czym jest obciach
Owal się zasmuci, bo znów mam loxa w nozdrzach
Nazwij to jak chcesz nawet autodestrukcją
Będę silny, dam se radę, wierzę w życie już za późno
Skurwysyn to skurwysyn i nic tego nie zmieni
Ten świat mnie takim stworzył, pasożyta nie wyplenisz
I spróbujesz mnie ocenić nic nie wiedząc na mój temat
Kolejny hipokryta, który chce powielić schemat
Możesz się wybielić na tle mego upadku
Nigdy nie poznasz życia w tak zwanym półświatku
Życia w niedostatku pod tytułem nóż na gardle
O pertraktacjach z diabłem paktach, które zawarłem
Ave, ave na przekór wszystkim, wszystkiemu jadę
Masz tu, desperate moje drugie imię tu
Robię to od niechcenia beztalenciom rośnie gul
Ten jeden mówił żul, a tamten degenerat
Lubię, gdy widzisz we mnie uzdolnionego penera
Ja szacunku nie odbieram ludziom bliskim memu sercu
Choć nie rzadko mam jazdę w stylu seryjnych morderców
Teraz moje jest na wierzchu nawet, jeśli głazy w środku
Niech rap na bicie płynie bez dodatkowych środków
[Hook] x2
Moralny upadek to notowań nagły spadek
Upadku mego świadek tylko ja prosty sposób
Moralny upadek słyszałem od wielu osób
Moralny upadek o tym jak stracić kręgosłup
[Verse 2]
Styl pretensjonalny, jakie życie taki rap
Pozmieniało się najlepsze lecz nie zmienił się mój świat
Pełen zalet i wad kocham go, nienawidzę
Mam wiele nienawiści w sobie tak to widzę
Obserwator uczernik w awanturach bezpośredni
Raczej aktywny niż bierny tracąc grunt pod nogami
Uciekam się do metod sprawdzonych, zbadanych
Na tych wychowanych sytuacjach, które straszą
Widza przed telewizorem ja na ty z horrorem
A w rapie z hardcorem mam najebane w dekiel
A mym jedynym ziomem jest tuczony Heineken
Tak mówią, niech mówią, niech piszą, w tym się gubią
Ja na takim farmazonie mógłbym dziś zarobić grubo
To, co ty nazwiesz zgubą ja nazywam przeznaczeniem
Przeznaczenia nie oszukam, przeznaczenia nie zmienię
Szukam szczęścia jak każdy, szukam swej szczęśliwej gwiazdy
Uciekam w świat fantazji, pokażę swe słabości
Przyznaję się do błędów do rozwiązań najprostszych
I nie dam ci przykładu, bo ze mnie żaden ekspert
Mam z rapem kartek stertę, to jest życia patentem
W skoroszytach zawiłości, to, co we mnie wiele wspomnień
Nawet dla tych co oskarżą mnie o komercyjną zbrodnię
Bo tak jest im wygodnie, modnie, zrzuć mnie z piedestału
Mój rap na bicie będzie wciąż płynął pomału