[Refren]
Potrzebuję go, by przejąć ten lokal
Daj mi tylko go, to naprawdę kocham
Zrobię takie show - nikt nie będzie szlochał
Rap przez mic to jest dla mnie w chuj radocha, ale
[Zwrotka 1]
Wciąż z wami, brak układów, koncerty są dla ludzi
Którzy wiedzą po co przyszli, już zdążyłem się wkurzyć
Nie zapraszaj nas panie kierowniku na dyski
Nie pchaj nas w ten klimat, na który ludzie przyszli
Ja nie zwiększę ci obrotów na biletach i przy barze
Gdzie wśród białych rękawiczek lirycznie się rozmarzę
Na upokorzenie skażę lub odczuję satysfakcję
Gdy wszystkim udowodnię, że to błąd! miałem rację
Nie wpasuję w takich miejscach, w którym uskuteczniasz jazdę
Konsekwentnie udowadniam cedząc każde słowo ważne
Dla mnie ludzie na koncertach to moi ludzie właśnie
Przypadkowy odbiorca? ludzie, mam wyobraźnię!
Możesz obrazić się właśnie, lecz co powiem spamiętasz
Nie kupuj moich płyt jeśli hip-hopu nie znasz
Nie słuchaj i nie patrz dancehallowy chłopczyku
Lepiej wydaj na żel i garść fajowskich piguł
Moja noga nie postanie na tanecznym parkieciku
Tylko dlatego, że hajs dasz za bity w głośniku
Nie po to rap tworzyłem żebyś robił hopsa hopsa
Wolę robić mój rap przy prawdziwych beatboxach
Tylko w miejskich dżunglach, na halach i w klubach
Z ludźmi mieć pod pachy ubaw, oni z rękami w górze
W kolejnej dymu chmurze, przy zajebistym sprzęcie
Przy wyjściu im powiedzieć - naraz ręce podnieście
Przyjedziecie, będzie nieźle, i co? i tandeta
Nie jestem na etacie disc jockey'a, nie ten etap
A granie do kotleta pozostawiam konkurencji
I Tym, którzy są nieźli, myślą sukces odnieśli
Żadna to radocha grać dla ciebie, gdy nie kochasz
Tego rytmu, tej pętli, gdy bit mi DJ sklei
Nie odbierzesz mi wiary, nie odbierzesz nadziei
Mój rap jest dla ludzi, którzy znają rap nie rapa
Olać takich jak ty to dla mnie żadna strata
[Refren]
[Zwrotka 2]
Chłopaki z Massa zrobili mi koncert
Po którym straciłbym wolność, straciłem tylko pieniądze
Trochę nerwów i czasu, w mediach sporo hałasu
Rzucony na pożarcie stos prasowych rarytasów
Z zarzutów oczyszczony, ale o tym nie powiedzą
Bo gustują w skandalach, tylko za sensacją węszą
Mendy, hieny, koleżcy mi życzliwi
Nikomu nie zaufam, bo to kiepski pomysł by był
Najlepiej gdybym wybył, o tym marzy zbyt wielu
Jak się spotkam twarzą w twarz to nawija przyjacielu
Bagno bez celu, jeden cel, zbić monetę
Reklamować tandetę w zamian za lepszy obraz
I teraz się obraź za to, że jestem szczery
Obserwuję ten wyścig, to jak chcesz przejąć stery
Wplątany w machinę, którą tak potępiałeś
Odpowiedz sobie sam, sam wiesz czy się sprzedałeś
Słyszę oburzenia głosy jak w czasach "Głuchej nocy"
Ja widzę jak do hitu konsekwentnie dążysz
Może zdążysz, ja bez ciśnień, kiedyś to wszystko się skończy
Chcesz zabezpieczyć przyszłość, ze mną siły połączyć?
Nie, to nie potrzebne, ja nigdzie nie biegnę
Znam swoje miejsce, znów mam słuchać te brednie?
Hipokryzja legnie w gruzy, czas ten syf zburzyć
Nie przestajesz się burzyć, bo na odcisk ci deptam
I z błotem besztam, wiem, że chcesz żebym przestał
Ale nie, bo ktoś musi ten syf zarodku zdusić
Ja nie dam się skusić, ja wolę z tego szydzić
Żyję z płyt i koncertów, nadal jestem prawdziwy
[Refren]