[Refren]
Dwie szmule on i ja, jacuzzi, sauna na zmianę
Tak wtedy witałem ziomuś, każdy poranek
I mówię tobie brat, mieliśmy wtedy wychlane
Dobrze schrupane ziomuś, i wyjarane
Zamówień pełen blat bez strat, pełno w karmanie
Znowu i znowu ziomuś, becalowane
Chojnego było stać, na wszystko prawie
Było ciekawie ziomuś, sen na jawie
[Zwrotka 1]
Nic się nie klei i nic nie fafa
Nie ma co pierdolić, nie będę udawać
Szczecin nie pamiętam który rok
Noc witał dzień świt witał zmrok
Kwadrat że szok, sauna, siłownia
Basen, jacuzzi pozycja godna
Ona ona, o on i ja, życie ponad stan i gloria!
Euforia, na ryjach!
Od rana banan, endorfina!
Czysta poezja, victoria!
Bezmózgi bezwład, to nie ja!
Mógłbym powiedzieć i mógłbym skłamać
Ale tam byłem, dzień w dzień co do grama
Jak przez sen, ale wiem nie zapomnę
Chojny powiedział, napisz piosenkę o mnie! (co?)
[Refren]
[Zwrotka 2]
Wtedy nie kumałem, że to dobry numer
Niestety brechtałem, dziś to rozumiem
Wtedy to po prostu był bananowy dureń
Dziś to przestroga dla synów i córek
Więc jak naprawdę było z nim, Mama dała kartę, a Tata dał pin
Zawód syn, ciężka tyra, szczególnie gdy, ginie rodzina
I musisz ty to wszystko utrzymać
I dobry był w tym, twardo się trzymał
Aż chyba ta opcja mu się znudziła, coraz mniej tyrał, coraz więcej przeginał
Szybciej leciał, mocniej tańczył
Nic się nie pierdolił, hajsu nie niańczył
Czego ile by nie było to nie wystarczy
Mówię Ci niezły cyrk, przepiękny walczyk
[Refren]
[Zwrotka 3]
I tak dochodzimy do sprawy sedna
Nie było piosenki, będzie jednak
To pewniak, mur beton, chyba każdy już wie to
Mamy w końcu zwrotę trzecią
Nie puszczajcie tego dzieciom
Nie skumają i polecą, na małe, co nieco
I wiesz co po co to komu
Rozmienić swój świat, jak ten ziomuś
Haaaa, chyba nikomu, tak! Boże dopomóż!
Bo nie ma się z czego śmiać
Są egzaminy które ciężko zdać
Ałć, jemu się trafił
Zbyt długo za mocno się bawił
Kitrał po domu grude
Potem, odnajdywał ją cudem
A gdy już kimała ukochana
On zapierdalał do kibla na bociana
Zawisał do rana, nasłuchiwał kroków
Zasiadła sama, miał spokój, aż pewnego roku
Wjechał komornik zabrał samochód, meble, basen, jacuzzi
Skończył się dochód, świat się zburzył
Znikła też zdaje się miłość
Wszystko źle, się skończyło
Został sam ze sobą, i było to trudne ponoć
A już tak na koniec dzieciaku
Komuś się chwalił, że tyra na zmywaku
[Refren]