Wywiad z Muflonem
Wywiad przeprowadził Adam Swarcewicz z VAIB.pl
VAIB: Nadał nazwałbyś się "najlepszym z raperów co nie umieją rapować"?
- Chyba już bym się nie nazwał.
Zresztą takie autoironiczne wersy bywają niebezpieczne. Lepiej jest zakłamywać rzeczywistość.
Raper w pięciu wywiadach powie, że nagrał najlepszą płytę w swoim dorobku i to taką siedem razy lepszą niż wszystkie poprzednie i ludzie sugerują się takimi opiniami.
Także teraz moja taktyka jest taka, że mówię, że moje flow wyprzedza ludzkość i fani gatunku muszą do niego dojrzeć.
A tak serio, to oczywiście nie ma wątpliwości, że mój rap bazuje na treści. To, co ludzie mogą w nim lubić, to na pewno bardziej warstwa tekstowa albo zabawy słowem, a nie flow.
Nigdy nie będę raperem dla wszystkich. Jestem pogodzony z niszowością tego co robię.
Rozumiem, że komuś może przeszkadzać forma w jakiej tworzę i nie mam do niego o to pretensji.
Nie wyobrażam sobie siebie w roli idola nastolatków z milionowymi wyświetleniami. Nie mam takich aspiracji.
Może też dlatego, że nie traktuję rapu tak bardzo poważnie. Jakąś presję czuję wobec siebie, ale nie mam oczekiwań jakiegoś wielkiego sukcesu.
Myślę, że parę tysięcy osób zajara się tym co robię. Nie sądzę, żeby szły za tym tłumy. I to zarówno kwestia zalet, jak i wad mojej twórczości.
VAIB: Czy Twoja łyta pojawi się w tym roku?
- Pojawi się w tym roku.
VAIB: Jest już coś więcej niż osiem kawałków?
- Na razie nie. Ja działam falami.
W styczniu zrobiłem sporo, z kolei teraz miałem zamułkę twórczą...
Często mam tak, że jak pójdę na jakąś imprezę Hip-Hopową, to wstępuje we mnie "nowy duch". Wtedy chce mi się coś zrobić.
Tak czy inaczej, jestem na zaawansowanym etapie. Oczywiście nie mam doświadczenia z elementami poprodukcyjnymi.
Nie wiem ile potrwa ostateczne ogarnianie, aranże i skrecze, ale sam proces twórczy jest już na wykończeniu.
Myślę nad tym, żeby dopisać z dwa lub trzy numery. Częściowo są one napisane, więc naprawdę do końca nie jest aż tak daleko.
VAIB: Ze sceny freestyle'owej wszedłeś do studia.
Były jakieś blokujące sytuacje podczas nagrywania, podczas których czułeś się jak kompletny laik?
Blokiem była pewna "nienaturalność" nagrywania w studiu.
- Może to brzmieć dziwnie, bo przecież istotą nagrywania płyty jest to, że wchodzisz do studia i rapujesz,
ale dla mnie naturalne było to, że zawsze kiedy rapuję, mam przed sobą odbiorców.
A tu nagle przeskok:
Wchodzę do studia, a tu zamiast ludzi czarna kabina i kartka.
Miałem problem z tym, żeby zaakceptować pewne "aktorstwo" w tym wszystkim.
Musisz wczuć się w rapowanie do pustego mikrofonu i czarnego pomieszczenia, tak jakbyś rapował do ludzi. To był pewien przeskok.
Nadal nie wiem czy w pełni to ujarzmiłem. Muszę nad tym jeszcze popracować.
VAIB: Jak udała się impreza Spin Da Mic?
- Wyszła spoko, choć niestety na imprezie było mało ludzi.
Nie przyłożyłem się do promocji tego eventu.
Poziom był dość wysoki (z tej strony piona dla wszystkich MC's, którzy charytatywnie zgodzili się wziąć udział w tym przedsięwzięciu!), a sama formuła bitwy ma duży potencjał.
Mieliśmy dziesięciu zawodników, więc poszło to dosyć szybko. Zważywszy na to, że ci którzy wygrali walkę, odpoczywają, a ten który przegrał - odpada, to były momenty, gdy bardzo mało ludzi było w okręgu.
Jakby zrobić taką bitwę na serio, z większą ilością zawodników, nie w ramach dodatku do imprezy charytatywnej, to mogłoby to wyjść całkiem fajne.
Ta formuła kręcące się mikrofonu jest efektowana dla odbiorcy.
VAIB: W swoim felietonie pisałeś o wyeksploatowaniu bitew freestyle'owych.
Widziałbyś w takich imprezach nowe drogi rozwoju?
- Nie wiem czy Spin Da Mic byłoby taką opcją. To inna formuła bitwy, ale same walki wyglądają tak samo.
Raczej nie jest to remedium na to, że freestyle zaczyna się eksploatować.
Natomiast jeśli chodzi o grand time, to zaraz po tym, jak napisałem ten felieton, ze trzy osoby się do mnie odezwały z propozycjami organizacji takiego wydarzenia. Aż przez chwilę poczułem się taki opiniotwórczy :)
Byli też ludzie z konkretnymi planami, m.in. Theodor mówił mi o evencie, w który miały być zaangażowane naprawdę fejmowe i mainstreamowe ksywki.
Jednak od początku śmierdziało jakimś Theodorowym marzycielstwem i nie doszło do skutku.
Parę osób zgodziło się żeby to ogarniać, ale w końcu chyba nikt się za to nie zabrał.
Także tyle z moją opiniotwórczością.
Czy taka formuła miałaby szansę się przyjąć - nie wiem. Nie przyjęła się za pierwszym razem, gdy ogarniał to Trzy Sześć.
Parę walk im wtedy wyszło, ale chyba MC's byli zbyt mało fejmowi, akcja nie dość nagłośniona.
Poza tym ludzie nie wiedzieli jak się do tego ustosunkować. To jest dosyć kontrowersyjna formuła.
W USA chłopaki jadą sobie naprawdę ostro, ale tam jest inna kultura.
W naszej polskiej konwencji pewnie wyglądałoby to trochę inaczej.
Poza tym jest taki problem, że jest mało ludzi, którzy mogliby od razu to robić na wysokim poziomie. Jest ograniczona grupa zawodników, których by kojarzyła publika. Nie wiem czy wszyscy chcieliby ze sobą walczyć w ramach tej puli.
Ja np. nawet jakbym się zdecydował na taką bitwę, to nie chciałbym walczyć z kimś, kto jest moim dobrym ziomem.
Nie chciałbym walczyć np. z Trzy Sześciem, Flintem albo Solarem.
To pewnie byłoby wyciąganie jakichś prywat i psucie relacji ku uciesze internautów. Nikomu z nas to niepotrzebne.
W każdym razie puentując już ten wywód - zobaczymy czy w ogóle ktoś się za to na poważnie zabierze.
Moim zdaniem to może się udać jeżeli zrobi się to z dużym pierdolnięciem od początku:
znane ksywy, sponsorzy, odpowiednie nagłośnienie, prestiż, a nie że Kajtek i MC Skrót Z Literek porzucają czerstwymi hashtagami, a Kazio to nakręci Nokią.
VAIB: Użyłeś słowa "polska konwencja".
Nie uważasz, że polski freestyle jest zbyt spięty i zamknięty? Ta pewna kurtuazja nie za bardzo ogranicza zawodników?
- Tak, to na pewno ogranicza. Wśród freestyle'owców pewnych rzeczy się nie robi.
Zakres obelg jest ustalony. Oczywiście przesadą byłoby mówienie, że gdyby nagle pozwoliłoby się jechać po matkach, to freestyle byłby trzy razy lepszy.
Jednak są to ograniczenia, które nie pomagają.
Bitwa dobra jest wtedy, kiedy ją oglądasz i jest Ci żal drugiej osoby.
Ostatnią oglądałem walkę Filipka z jakąś raperką. Strasznie ją zbeształ.
Myślałem sobie "Jezu, ale mi żal tej panny". Skoro czułem taką emocję to znaczy, że typ naprawdę dobrze nawinął.
Na tym generalnie polega bitewny freestyle. To jest brutalne, ale prawdziwe.
W momencie kiedy żal Ci drugiej strony, to znaczy, że gość zrobił to tak jak powinien. Żadnej kurtuazji.
VAIB: Jak patrzysz na tę całą Hip-Hopową nadbudowę, wszechobecną bekę itd., nie myślisz, że najlepiej byłoby się od tego wszystkiego odciąć?
Może powrót do wartości czystych Hip-Hopowych pasji mógłby być lekarstwem?
- Myślę, że nadal dużo ludzi robi rap, który jest apoteozą Hip-Hopu, polegająca na tym, że wychwala kulturę Hip-Hopową, jej korzenie itd., także nie sądzę, żeby to cokolwiek zmieniało.
Natomiast co do "nadbudowy" i próby funkcjonowania bez niej, czyli bez tych wszystkich szopek promocyjnych, to są dwie opcje.
Pierwsza - traktujesz rap jako hobby, pasję, robisz swoje i nie liczysz na spektakularny sukces. Raz na kilkaset przypadków może się okazać, że twoja niezależność popłaci i część odbiorców się zajara twoją twórczością.
Tyle że młodzi raperzy są już zbyt zanurzeni w tym całym syfie. Dla nich bycie raperem to nie tylko rapowanie, ale też właśnie występy w klipach, facebookowy lans itd.
Mogą myśleć, że gość, który po prostu nagrywa rap i wrzuca numery bez klipów, loga, grafiki itdp. itp. to jakiś taki pół-amator, którego nie należy traktować poważnie. Hip-Hop tak teraz wygląda, oni w takim otoczeniu wyrośli, więc takie mają wzorce. Trudno ich o to winić.
Druga opcja jest zarezerwowana dla najpoważniejszych graczy, którzy mają już taką pozycję, że nie muszą dbać o nadbudowę. Przykładem takiej osoby jest Eldo, który ostatnio gdzieś powiedział, że "nie chce być sprzedawcą bawełny".
I rzeczywiście, na tle wciąż aktywnych rapowych legend, jest on jednym z niewielu, którzy nie mają swojej marki ciuchów i jako jeden z nielicznych utrzymuje taką silną pozycję pomimo braku rozbudowanych działań promocyjnych.
Jeśli o mnie chodzi, to tak jak wspomniałem - nie mam parcia na sukces, nie łudzę się, że będę się utrzymywał z rapu, a na bycie łasym na fejm już chyba jestem za stary.
Wszystko to sprawia, że działanie bez specjalnie rozwiniętej nadbudowy nie jest dla mnie specjalnym wyrzeczeniem.
Najchętniej nie robiłbym też żadnych klipów, ale rozumiem realia, w których funkcjonuję.
Ktoś wydaje moją płytę, wkłada w to hajs oraz czas, i ja nie mogę się na to wypiąć.
VAIB: Milionowe wyświetlenia i setki tysięćy fanów na fanpage'ach to zasługa ogromnej grupy młodych słuchaczy.
Myślisz, że ten przeciętny odbiorca determinuje poziom sceny?
cdn.