Wgryzam się w temat jak Nosferatu, chowaj aortę bo rozerwę na pół
Czytałeś scenariusz, tu czas nie gra roli, bo leci za wolno i wbrew trajektorii
Jak lot bez kontroli typie, zostaje po tym nie smak, choć mam nadzieję że zniknie. Malaysia Airlines
Przestań mi wmawiać że tu nie dam rady, bo będzie jak zechcę a właśnie tak ma być
A wybór mam rymów jak gdybym był w sklepie, choć tego nie kupisz tu za żadną cenę
Więc podnoś te ręce jak prosił Cię Goku, bo siedzi na ręce jak z ręki słowotok
Z tak wielką to mocą tu wbija się w czaszkę, dla neurochorurgów stwarzając zagadkę
Co sam Robert Langdon ją chciał tu rozkminić, nic z tego nie wyszło to jak kod Da Vinci
Zobrazuj to sobie jak on Mona Lise, klucz leży gdzie indziej
Nie szukaj go nigdzie, masz w sobie to przyjdzie, nie masz to wyjdź ej
Hannibal po dziś dzień, nie milczą jak owce więc zjem ich jak wilk ej!
Introwertycznyczny stan świadomości, ich intro i wersy to skamieniałości
Doznania jak obcy, nie z tego świata, tak pozaziemskie że bada je nasa
Na niebie światła, na plecach ciarki, na wzór końca świata, zacznij się martwić
Uczucie jak kontakt trzeciego stopnia, porywa Cię w kosmos i nigdy nie odda
[Ref x 2]
[Ruszają się przedmioty, ciepło, zimno, poltergeist
Nie ruszą mnie miernoty, powiedz, powiedz, dobrze jest!
I lepiej nie wywołuj wilka tutaj z lasu bwoy
Czarny kapturek i złowieszczy kompan, Beowolf]
Daję Ci znaki zawarte w szyfrach, coś jak alchemia na manuskryptach
Trip bo dorzucam kwasy do przypraw, rozkodowujesz, ludzka enigma
Ściany przenikasz, przestajesz widzieć, mógłbyś być wszędzie, byle gdzie indziej
Ciało zanika, staje się sypie, czyjesz bezbronność, bomby na Syrię!
Czujesz ten chłód no i ze snu się zrywasz, strach, katakumby podziemia Paryża
I w końcu rozumiesz że nie idziesz sam dziś, to nie Trójca Święta, roztrojenie jażni
Karmie Cię tym jak jebanym lekarstwem, sprawdzasz to ciągle, nerwica natręctw
Teksty jak brednie choć warte uwagi, brak lewej półkuli chłostą wyobraźni
A teraz sprawdzaj jak Cię przerastam
Erev i Levi, Atack on Titans
Z mocą jak gigant chce wejść do miasta
Padają mury, degeneracja
You didn't see it coming, powiedz powiedz wreszcie światu
Bo tego nie przewidział nawet w wizjach Nostradamus
To wjeżdza tak mocno ze snem zrywa więzi, z genów usuwa ślad po narkolepsji
Rozrywa kraty, umysł bez uwięzi i choć mniej widoczni to mentalnie lepsi
Nieogarniają tej skali jak Mulder, w archiwum dziesiątym obawy przed jutrem
I nie dadzą rady tu poczuć się luźniej, strach w otwartym pudle
[Ref x 2]
[Ruszają się przedmioty, ciepło, zimno, poltergeist
Nie ruszą mnie miernoty, powiedz, powiedz, dobrze jest!
I lepiej nie wywołuj wilka tutaj z lasu bwoy
Czarny kapturek i złowieszczy kompan, Beowolf]